Jezioro przyjechało do Radomia w roli ofiary skazanej na pożarcie. Zajmowało bowiem ostatnią pozycję w tabeli Tauron Basket Ligi i walczyło tylko o zachowanie twarzy. Sympatycy Rosy spodziewali się więc łatwego i efektownego zwycięstwa swoich pupili. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna - to przyjezdni przez długie momenty nadawali ton boiskowej rywalizacji, stawiając mocny opór faworyzowanemu rywalowi.
[ad=rectangle]
- Rosa musiała ciężko się napracować w tym meczu, aby nas pokonać, więc mamy z tego satysfakcję - podkreślił na pomeczowej konferencji prasowej Zbigniew Pyszniak. Po cichu spodziewał się takiego obrotu spraw. - Powiedziałem przed spotkaniem zespołowi, że gospodarze mogą nas trochę zlekceważyć i to będzie nasza szansa. Jeżeli będziemy grać mądrze, tak jak zagraliśmy w Zielonej Górze ze Stelmetem, mamy szansę powalczyć o zwycięstwo - zaznaczył.
Miejscowi mieli spore problemy z "przełamaniem" rywali. - Do pewnego momentu widać było, wydaje mi się, niepełną koncentrację przeciwników, co było naszą szansą - przyznał szkoleniowiec tarnobrzeżan. Radomianie uzyskali prowadzenie dopiero w drugiej połowie czwartej kwarty. - Szkoda, bo w pewnym momencie zabrakło nam sił - żałował opiekun.
Pyszniak miał ograniczone możliwości kadrowe - wąska rotacja oraz popełnienie pięciu fauli przez Daniela Walla - wobec czego starał się ratować sytuację przerwami na żądanie. - Rywale nas "dochodzili", na jednym czy drugim czasie mówiłem, że trzeba zagrać głową. Rosa musiała wygrać, my nie musieliśmy, tylko mogliśmy - nie ukrywał trener Jeziora.
W kluczowych momentach mniej doświadczeni goście mocno się pogubili. - Ostatnie pięć czy sześć naszych rzutów było niecelnych, poszły kontry, dwie straty - Miller nadepnął na linię, Morawiec podał w ręce - skomentował szkoleniowiec.
Niedzielny pojedynek był dla ekipy z Podkarpacia ostatnim w sezonie 2014/2015. Choć zajęła ona szesnaste miejsce w tabeli, o ostatni występ nie można mieć do niej pretensji. - Szkoda tego meczu, ale jestem zadowolony z tego, że zagraliśmy bardzo poważnie. Chciałem, aby zawodnicy mocno się przepocili i pokazali się z dobrej strony - w jakimś tam stopniu udało się to wykonać - zakończył Pyszniak.