Koszaliński AZS w ostatnim czasie pokazuje dwie twarze. Gra zespołu jest kompletnie inna w meczach domowych i wyjazdowych. U siebie Akademicy przegrali zaledwie jedno spotkanie na jedenaście rozegranych. Z Koszalina z tarczą wyjechali jedynie mistrzowie Polski - PGE Turów Zgorzelec. AZS w pokonanym polu pozostawił m.in. Trefla Sopot, Energę Czarnych Słupsk, Rosę Radom, czy Stelmet Zielona Góra.
[ad=rectangle]
Poza domem koszalinianie już tak dobrze się nie prezentują. Bilans 6:5 nikogo w klubie nie satysfakcjonuje. Ciekawostką jest fakt, że w ostatnich pięciu spotkaniach wyjazdowych - drużyna wygrała zaledwie jeden mecz (z Treflem Sopot - w Ergo Arenie 1 lutego). Po tym przyszły dwie porażki - z Energą Czarnymi Słupsk oraz Polfarmexem Kutno.
Nie ma co ukrywać, że ten sezon jest przełomowy dla koszalińskich Akademików. Zajęcie wysokiego miejsca będzie skutkowało grą w europejskich pucharach (Eurochallenge Cup bądź Puchar Europy). Działacze nie ukrywają w rozmowach z dziennikarzami, że gra w Europie ich celem. Czy tak się stanie? Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Marcinem Kozakiem, który dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat problemów w meczach wyjazdowych.
Karol Wasiek: Jak pan przyjął kolejną porażkę wyjazdową - tym razem w Kutnie?
Marcin Kozak: Nie było to przyjemne uczucie... Duże rozczarowanie.
Macie bilans 6-5 w meczach wyjazdowych. Ten fakt pana nieco rozczarowuje?
- Zespół na wyjazdach zdecydowanie zawodzi. Uważam, że mamy na tyle doświadczoną drużynę, że taki bilans nie powinien mieć miejsca.
Dlaczego ta dysproporcja w meczach domowych i wyjazdowych jest tak duża?
- Nie wiem. Może doping kibiców we własnej hali pomaga w koncentracji? Na wyjeździe to w dużej mierze rola trenera.
Czy w klubie była przeprowadzona rozmowa z trenerem Miliciem na ten temat?
- Tak. Rozmawiamy z trenerem po każdym meczu. Poza tym drużyna ma organizacyjnie wszystko dopięte na ostatni guzik. Finanse, zaplecze treningowe, medyczne, socjalne. Klub wywiązuje się ze swoich zobowiązań w sposób bardzo profesjonalny i tego samego oczekuje od całego zespołu.
Klub z Koszalina przyzwyczaił kibiców do częstych zmian na stanowisku pierwszego trenera. Czy pozycja trenera Milicicia jest bezpieczna?
- W tym biznesie nikt nie jest bezpieczny, jeżeli nie daje z siebie minimum 100 procent. Poza tym potrzebny jest jeszcze rozsądek i trochę szczęścia. Zmiany w zespole nie są nigdy czyimś kaprysem, tylko wynikiem analizy zaistniałej sytuacji. Zawsze trzeba być gotowym na tzw. plan B.
Czy ten sezon można nazwać przełomowym dla AZS Koszalin?
- Póki co na pewno taki jest. Jednak czas na właściwą ocenę przyjdzie na koniec rozgrywek.
Sezon wchodzi w decydującą fazę. Stelmet powoli ucieka stawce, a na dodatek ma łatwych rywali w terminarzu. Tego z kolei o was już nie można powiedzieć. Które miejsce będzie więc pana satysfakcjonowało?
- Stelmet na dzień dzisiejszy wydaje się być poza naszym zasięgiem. Interesuje mnie przewaga parkietu w fazie play-off. To jest nasz cel.
Gra w europejskich pucharach pozostają w sferze marzeń, czy to realna szansa dla AZS Koszalin w przyszłym sezonie?
- Wszystko zależy od wyniku sportowego na na koniec sezonu. Do rywalizacji w Europie trzeba dojrzeć sportowo, organizacyjnie i finansowo.