W sobotę zielonogórzanie pokonali na wyjeździe Wilki Morskie Szczecin. Wicemistrzowie Polski w pierwszej połowie spisywali się bez zarzutu, mieli wysoką skuteczność z gry. Na przerwę podopieczni Saso Filipovskiego prowadzili 49:32. - Zagraliśmy w pierwszej połowie świetnie w ataku i w obronie. Zawsze po pucharach, gdzie wygraliśmy, ale gdzie straciliśmy też dużo sił, trudno zagrać pierwsze spotkanie - mówi słoweński trener Stelmetu Zielona Góra.
[ad=rectangle]
Wydawało się, że wicemistrzowie Polski spokojnie dowiozą wygraną do samego końca. Problemy zaczęły się na początku czwartej kwarty. Szczecinianie zanotowali serię punktową (10:0) i zbliżyli się do wicemistrzów Polski na cztery oczka. W końcówce skuteczniejsi lepsi okazali się zielonogórzanie, dla których była to już siedemnasta wygrana w tym sezonie.
- Trzecia kwarta też nie była zła, przegraliśmy ją trzema punktami. W ostatniej kwarcie nie oddaliśmy zbyt wielu rzutów, pod koszem również nie mieliśmy tak dużo otwartych rzutów i pod koniec wkradła się pewna nerwowość - zaznacza Filipovski.
Ciekawostką jest fakt, że w większość kategorii statystycznych to szczecinianie byli lepsi. Mieli więcej asyst (19-18) i zbiórek (34-30). Goście byli za to nieco skuteczniejsi z gry (48-46) i mieli mniej strat (14-16). - Ważne, że wygraliśmy ten mecz. Cieszymy się z tego, bo nie jest łatwo grać w tej hali. Gratulacje też dla gospodarzy, którzy zagrali w drugiej połowie agresywnie - podkreśla Filipovski.
Na tę chwilę zielonogórzanie z 38 punktami na koncie zajmują pierwsze miejsce w tabeli. Czy utrzymają to miejsce do końca sezonu zasadniczego?