Gorzowianki od początku emanowały ambicją. Przez dłuższą chwilę utrzymywały nawet niewielkie prowadzenie. Pierwotnie miejscowe podobnie jak przy okazji poprzedniego spotkania w Eurolidze zostawiały rywalkom za dużo wolnej przestrzeni. Stąd zawodniczki bez problemów znajdowały pozycje rzutowe i powiększały ogólny bilans. Tradycyjnie aktywność wykazywała Sharnee Zoll, prawdziwy mózg zespołu gości. Wtórowała jej Alyssia Brewer. Osiągnięcia byłyby lepsze gdyby z dystansu trafiała Izabela Piekarska.
[ad=rectangle]
Podopieczne Stefana Svitka nie grały płynnie. Niby Allie Quigley i Jantel Lavender odrobiły zaległości, ale jednocześnie dało się zauważyć mnóstwo niedociągnięć. Mimo tego po pierwszej kwarcie wynik brzmiał 17:17. Piąta drużyna ekstraklasy próbowała konsekwentnie wcielać w życie poczynione założenia. Przede wszystkim nie bała się odważnych zagrań, co parokrotnie przynosiło zamierzone skutki. Zza łuku przymierzyła m in. Klaudia Czarnodolska wykorzystując nieuwagę krakowianek i AZS wygrywał 24:22.
Słowacki szkoleniowiec Białej Gwiazdy słusznie wyrażał swoje pretensje, bo mistrzynie Polski zbyt powoli konstruowały swoje akcje i momentami nie wiedziały w jaki sposób je wykończyć. Koniec konfrontacji stanowił oczywiście odległą perspektywę, aczkolwiek póki co faworytki publiczności nie spełniały oczekiwań pod względem poziomu gry. Tylko wspominana Lavender wybiła się zdecydowanie ponad przeciętność, a pomogły zwłaszcza jej "strzały" z okolic szóstego metra, które przechyliły szalę zwycięstwa. Efektem tego długą przerwę wiślaczki spędziły przy rezultacie 38:30.
W kolejnej odsłonie dowodzony przez trenera Dariusza Maciejewskiego team znów pokazał, że nie można go za szybko spisywać na straty. Parę udanych zagrań niezmordowanej Zoll, a także Piekarskiej wprowadziły w szeregi krajowego czempiona małe zdenerwowanie. Fakt faktem kontrolował on wciąż przebieg batalii, lecz poszczególne fragmenty wypadało zapisać in minus jeśli chodzi o jego dyspozycję. Ponownie zareagować musiała Lavender, by oddalić zagrożenie. Właśnie Amerykanka okazała się najważniejszą postacią pojedynku uzyskując największą liczbę "oczek" spośród wszystkich przebywających na boisku. W tej partii próbkę umiejętności dała jeszcze Quigley, chociaż niemal równocześnie odpowiedziała Magdalena Szajtauer, w związku z czym przewaga małopolskiego kolektywu raczej nikogo nie powaliła na kolana.
W decydujących minutach oba kluby zagwarantowały więcej emocji niż się spodziewano. Fantastyczne i wielokrotnie szczęśliwe rzuty przyjezdnych spowodowały, że te otrzymały nawet szansę zremisowania. Zaskoczyła Daria Stelmach. Swoje dołożyły Olena Ogorodnikova i Katarzyna Jaworska. Wówczas Akademiczki przegrywały zaledwie 62:65. Niemniej na wysokości zadania stanęła Courtney Vandersloot. 25-letnia rozgrywająca praktycznie przesądziła o triumfie złotego medalisty 50 sekund przed ostatnią syreną.
Wisła Can Pack Kraków - KSSSE AZS PWSZ Gorzów Wlkp. 68:64 (17:17, 21:13, 18:17, 12:17)
Wisła: Lavender 18, Quigley 15, Petronyte 10, Vandersloot 9, Skobel 7, Żurowska-Cegielska 7, Ouvina 2, Abdi 0, Ziętara 0.
KSSSE: Zoll 16, Czarnodolska 9, Piekarska 9, Stelmach 7, Brewer 7, Ogorodnikowa 6, Szajtauer 5, Dźwigalska 3, Jaworska 2, Sobek 0.