Nieco ponad minuta do końca czwartej kwarty. Zawodnicy Emila Rajkovicia mają pięć punktów przewagi i są na najlepszej drodze do odniesienia kolejnego zwycięstwa. Zwłaszcza że udało im się odskoczyć przeciwnikowi. Sęk w tym, że nie doszło do nokautu. Wrocławianie w ostatnich sekundach popełniali błędy.
Roderick Trice, czyli najlepszy strzelec Śląska, najpierw stracił piłkę, a następnie popełnił faul w ataku. Po dwóch wymienionych akcjach dąbrowianie zdobyli punkty. Najpierw trafił Przemysław Szymański, a potem z dystansu skutecznie rzucił Myles McKay. Amerykanin w ogóle w końcówce czwartej partii był aktywny i bez niego z pewnością nie doszłoby do dogrywki.
[ad=rectangle]
Wspomniany wcześniej duet już w doliczonym czasie gry zrobił to, czego nie potrafili Wojskowi. Krótko mówiąc, doprowadził MKS do triumfu. McKay i Szymański w decydującym fragmencie zagrali wprost znakomicie i to właściwie ich zasługa, że dąbrowianie sprawili sporą sensację.
Sensację, gdyż zdecydowanym faworytem spotkania byli goście. Śląsk miał zresztą znakomity początek meczu, a później przeważał. Co prawda wrocławianie stracili w pewnym momencie prowadzenie, ale generalnie grali przyzwoicie, a w trzeciej kwarcie byli wyraźnie lepsi od swojego przeciwnika.
Nie brakowało im też opcji w ataku. Aż pięciu koszykarzy WKS zdobyło przynajmniej 10 punktów. Zdecydowanie najlepszy pod tym względem był Trice, a bezbłędny w rzutach z gry był Aleksandra Mladenovicia. To jednak nie wystarczyło. Zabrakło chociażby wsparcia Roberta Skibniewskiego, który fatalnie pudłował - nie trafił żadnego z dziesięciu rzutów, w tym dziewięciu z gry!
MKS Dąbrowa Górnicza - Śląsk Wrocław 87:78 (16:17, 23:20, 12:20, 20:14, d. 16:7)
MKS: McKay 24, Brown 14, Piechowicz 13, Weaver 11, Koelner 8, Zmarlak 5, Szymański 5, Małecki 3, Dziemba 2, Metelski 2, Załucki 0.
Śląsk: Trice 25, Dłoniak 13, Kinnard 13, Mladenović 13, Tomaszek 4, Skibniewski 0, Burnatowski 0, Gabiński 0, Cesnauskis 0.