Trzeba kupić los, żeby wygrać w lotto - rozmowa z Januszem Jasińskim, właścicielem Stelmetu Zielona Góra

Janusz Jasiński opowiada o udziale Stelmetu w eliminacjach do Euroligi. - Wydaje mi się, że działacze Euroligi "puścili zachęcające oczko" w stronę polskiej koszykówki - mówi właściciel klubu.

Karol Wasiek: Jakie są pana nastroje przed spotkaniem z Uniksem Kazań?

Janusz Jasiński: Muszę powiedzieć, że wkradł się optymizm w nasze szeregi po ostatnich wynikach w meczach sparingowych. Zespół jest w dobrej dyspozycji. Forma zwyżkuje. Mam nadzieję, że w środę udowodnimy to i będzie nam dane w Ostendzie zagrać więcej niż tylko jeden mecz.

W sezonie zapewne byłoby bardzo trudno pokonać Uniks Kazań, ale teraz  nadzieja na sukces jest nieco większa...

- Czasu na skompletowanie drużyny nie było za wiele i na tym polega cała trudność. Wszyscy wiedzą, że zaczynamy tak naprawdę od jednego z najważniejszych spotkań w sezonie. Działacze Uniksu mają podobne myślenie. Na pewno ta presja w ich zespole jest znacznie większa. Wiedzą, że awans do Euroligi jest na wyciągnięcie ręki. Muszą być skoncentrowani, dlatego obawiam się, że ten mecz będzie bardzo ciężki dla nas. Z drugiej jednak strony - jeśli mamy ich pokonać - to właśnie w tym momencie.
[ad=rectangle]
Warto wrócić do poprzednich rozgrywek. Wówczas w podobnej sytuacji występował zespół Chimek Moskwa, który odpadł jednak w pierwszej rundzie...
-

To prawda. Wówczas Chimki przegrały z Ostendą. Pamiętam, że belgijski zespół bił się do samego końca. Ostatecznie dopiero w finale musieli uznać wyższość Lietuvosu Rytas Wilno. Był dużą niespodzianką tamtego turnieju. Zobaczymy, czy historia się powtórzy. Fajnie byłoby, gdyby udało się pokonać Uniks Kazań.

[b]

A to nie jest trochę tak, że sam udział w tych kwalifikacjach jest dużą nagrodą dla Stelmetu?[/b]

- Sam udział w eliminacjach jest dla nas dużym wyróżnieniem. Muszę powiedzieć, że przygotowujemy się bardzo mocno na dwa warianty. Zaproszono nas na losowanie Pucharu Europy 29 września, ale żeby nie zapeszać - nie przyjęliśmy zaproszenia (śmiech). Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie.

Wracając do pytania - wydaje mi się, że działacze Euroligi "puścili zachęcające oczko" w stronę polskiej koszykówki, żeby trochę odważniej działać na rynku europejskim. Spójrzmy na to, że nawet Węgrzy, Szwedzi, czy Estończycy wchodzą do rozgrywek europejskich. Nie są to przecież bardzo bogate kraje. Ciekawym przypadkiem jest drużyna z Libanu, która chciała wystartować w rozgrywkach Ligi Adriatyckiej. Widać, że te procesy globalizacyjne w koszykówce są coraz silniejsze. Sądzę, że warto inwestować i starać się o grę w europejskich pucharach. W ten sposób podniesiemy poziom naszej ligi - mówiąc bardzo banalnie. Zawodnicy chętnie przyjdą do zespołu, który gra w Europie.

Koszty odstraszają polskie drużyny?

- No właśnie trzeba sobie powiedzieć, że te koszty nie są takie kolosalne. Trzeba też zrozumieć sponsorów. Ich interesuje tylko i wyłącznie rynek globalny. To trochę taki "zaklęty krąg" - gram na swoim podwórku i nie mogę pozyskać sponsora z wyższej półki, bo gram tylko i wyłącznie na swoim podwórku... Ktoś to w końcu musi przerwać. Wydaje mi się, że jest na to dobre powiedzenie - żeby wygrać w lotka, to trzeba kupić los.

Nie czujecie się nieco osamotnieni w tych działaniach, które wykonujecie?

- Przez kluby musi przejść pewna faza modernizacji i nowego spojrzenia na sport. Sport przestał być tematem tylko i wyłącznie działaczy, zamkniętej grupy osób oraz filantropów. Trzeba spojrzeć na to z drugiej strony i zadać sobie pytanie - "czy ty kupiłbyś taki produkt?" Trzeba odpowiedzieć na tak zadane pytanie. Jeśli odpowiesz "tak", to oznacza, że ten produkt zaczyna być ciekawy. Jeśli powiesz "nie" - to wówczas staramy się zrozumieć tych, których próbujemy namówić na sponsoring.

Trzeba w pewien sposób przestawić się na nowe tory. Do ligi wchodzą całkiem ciekawe kluby, które mają bardzo fajny potencjał miast i swoich hal i zobaczymy, czy pójdą naszym torem, czy też nie.

Spójrzmy na przykład Jeziora Tarnobrzeg. Cztery lata temu wchodziliśmy z tym klubem do ekstraklasy. To nawet oni wygrali z nami ten mecz finałowy w pierwszej lidze. Prześledźmy te cztery lata obu klubów. W pierwszej lidze byliśmy na tym samym poziomie, a zobaczmy, na jakim etapie są obecnie te dwa kluby. Widać, że nowy obiekt i bardzo mocny nacisk na otwieranie się na zewnątrz - daje efekty. Oczywiście my mamy problemy, ale to są tzw. problemy z satysfakcją. W Tarnobrzegu pozostały za to tylko problemy, ale bez satysfakcji. Im szybciej kluby to zrozumieją, że nie można opierać się tylko i wyłącznie na jednym sponsorze, tym lepiej. Trzeba budować cały wachlarz sponsorów.

Widać, że praca, organizacja, pewna wizja daje efekty, aczkolwiek nie każdemu się to udaje. Był chociażby przykład ŁKS-u Łódź. Tam projekt wyglądał bardzo fajnie, w dodatku była hala, ale czegoś im jednak zabrakło.

Wracając jeszcze do meczu w Ostendzie. Jak do tego doszło, że spotkanie będzie pokazywane w TVP Sport?

- Nie ukrywamy, że chcemy sobie zbudować pewien portfel możliwości emisyjnych. Prowadziliśmy rozmowy z trzema partnerami - Polsatem, Eurosportem i TVP Sport. Sygnał jest wyprodukowany w jakości HD i chcemy pozostawić taką jakość. Te trzy telewizje mają takie możliwości na rynek polski. Z telewizji polskiej jest na tę chwilę najlepszy odzew. Muszę powiedzieć, że nasze drogi bardzo szybko się zeszły.

Źródło artykułu: