Mateusz Zborowski: Janek wszyscy czekali aż Wikana ogłosi twoje nazwisko jako kolejnego zawodnika, a tymczasem zagrasz, ale w NCAA. Co spowodowało, że wybrałeś Amerykę?
Jan Grzeliński: Od kilku lat marzyłem o wyjeździe na amerykańską uczelnię. Zacząłem się tym bardziej interesować, poznałem osoby które mają znajomości z tamtejszymi trenerami. Długo czekałem na oferty. Prawda jest taka, że już jedną nogą byłem w Lublinie, ale w ostatniej chwili pojawiły się propozycje z USA. Pod koniec czerwca, z dnia na dzień znalazło się kilka uczelni zainteresowanych moją osobą. Był to kluczowy moment i wtedy zdecydowałem się na wyjazd. Koszykówka akademicka w Ameryce jest bardzo popularna, poza tym panują tam świetne warunki do treningu. To mnie najbardziej przekonało.
Powiedz szczerze był moment zawahania przed podjęciem ostatecznej decyzji?
- Przez bardzo krótki moment. Ale przemyślałem sobie wszystko na spokojnie, przypomniałem sobie, że zawsze o tym marzyłem i wtedy byłem już pewny, że wybiorę USA.
[ad=rectangle]
Czy to nie jest taki trochę "american dream" młodego chłopaka z Polski. 20 lat, wygrane wszystko co było do wygrania w koszykówce młodzieżowej, lider finalisty I ligi i chyba sam sobie poprzeczkę ustawiasz coraz wyżej...
- Czy będzie to american dream to się dopiero okaże. Na razie wszystko się potoczyło po mojej myśli, otrzymałem pełne stypendium od drużyny występującej w pierwszej dywizji NCAA. Słyszałem bardzo dobre opinie o moim trenerze, zespół miał udane ostatnie sezony. Ale jak ja się w tym wszystkim odnajdę to czas pokaże. Ustawiłem sobie poprzeczkę wysoko, ale jest to moje marzenie, dlatego nie boję się zaryzykować. Nie jadę tam tylko po to, żeby tam być. Jadę po to, aby się rozwijać i grać jak najwięcej. Mam nadzieję, że moja przygoda będzie faktycznie jak american dream.
Wielu się pewnie zastanawia, że mały, że słaby, że nie poradzi sobie w walce z silnymi amerykańskimi combo z NCAA, ale ty chyba lubisz zamykać usta takim niedowiarkom?
- Od początku mojej kariery słyszę opinie, że zawsze mi czegoś brakuje. Gdy byłem młodzikiem mówiono, że "teraz fajnie, ale w kadetach już sobie nie poradzi". Później mówiono, że "w młodzieżowych ligach tak, ale w seniorskiej II lidze już będzie za słaby". Rok temu słyszałem, że "w II lidze jest dobry, ale I liga to zupełnie inny poziom". Jak widać jakoś sobie poradziłem. Teraz chyba będzie dla mnie największy przeskok, ale zrobię wszystko, żeby niedowiarkom udowodnić, że mały i słaby również sobie poradzi w NCAA. Takie negatywne opinie bardziej mnie motywują niż pochwały.
Canisius College nie należy do najsilniejszych, ale trener Baron znany jest z tego, że potrafi doskonale prowadzić playmakerów. To zadecydowało?
- Zadecydowała moja rozmowa przez Skype z trenerem Baronem. Kilka uczelni było mną zainteresowanych ale to trener Canisius był najbardziej konkretny. Zdecydował mi się zaproponować pełne stypendium od razu. Inne uczelnie chciały mnie zaprosić do siebie, żeby mnie sprawdzić. Z trenerem Baronem od początku była jasno określona sytuacja - chce mnie widzieć w swoim zespole od zaraz. Dlatego długo się nie zastanawiałem. Później przyszła również oficjalna oferta ze słynnej uczelni Purdue University z Big 10 Conference, ale odrzuciłem ją. Wolę być w zespole troszkę niższej rangi i mieć zdecydowanie większe szanse na granie, niż siedzieć na ławce w prestiżowej drużynie.
Rozmawiałeś już o swojej roli z trenerem zespołu czy jedziesz i na miejscu zacznie się proces aklimatyzacyjny?
- Trener powiedział mi, że widzi we mnie spory potencjał, aczkolwiek mam jeszcze pewne braki, które muszę nadrobić. Byłem mocno zdziwiony gdy z pamięci mówił moje statystyki, moją skuteczność i co powinienem poprawić. Osobiście znam swoje słabości, a trener Baron właśnie wszystkie je wymienił podczas naszej rozmowy. Widać że trener ma sporą wiedzę i doświadczenie, pracuje w NCAA już blisko 30 lat. Powiedział mi, że jeżeli wszystko pójdzie po jego myśli, to widzi mnie jako podstawowego rozgrywającego w zespole nawet w tym roku.
No właśnie trener Jim Baron od 1978 roku pracuje nieprzerwanie w drużynach uniwersyteckich i czterokrotnie był wybierany najlepszym trenerem konferencji A-10. To chyba duże wyróżnienie móc z nim pracować?
- Zdecydowanie tak. Dodatkowo słyszałem, że trener wyróżnia się w szkoleniu rozgrywających. Jego syn Billy właśnie zakończył przygodę z Canisius, był czwartym strzelcem całej NCAA, grał w Summer League w Chicago, a najbliższy sezon spędzi w Lietuvos Rytas.
Także jestem podekscytowany pracą z trenerem Baronem. Ciekawostką jest, że ma on polskie korzenie, jego dziadkowie pochodzili z Polski.
Zdajesz sobie sprawę, że pierwszy rok będzie trudny. Zmiana systemu grana z europejskiego na amerykański, nowe życie, studia, strefa czasowa. Czego oczekujesz tylko szczerze po pierwszym sezonie za oceanem?
- Chciałbym poprawić swoje główne słabości, czyli skuteczność rzutów za 3 punkty, siłę fizyczną oraz obronę. Będę ciężko nad tym pracował. W USA panują świetne warunki do treningu, dlatego mocno wierzę, że poczynię spory progres. Poza tym chciałbym opanować angielski do perfekcji i poznać amerykańską kulturę, która zawsze mnie ciekawiła.
Mówi ci coś nazwisko Paweł Malesa? On też ma za sobą dwa sezony gry w Canisius.
- Rozmawiałem z Pawłem. Chciałem się od niego więcej dowiedzieć o uczelni. Opowiedział mi o campusie, o dobrych warunkach w akademikach, dobrym jedzeniu, bardzo sympatycznych studentach i wykładowcach, niestety zimnym klimacie, a poza tym o świetnych możliwościach do trenowania. Ogólnie polecał mi wyjazd do Canisius.
Kiedy wylatujesz do USA?
- Wylatuję z samego rana 16 sierpnia. Lecę przez Warszawę i Nowy York. Podróż będzie trwała w sumie 21 godzin.
Kiedy już wiadomo co z twoją przyszłością to powiedz czy dużo było ofert z TBL po udanym sezonie w I lidze?
- Otrzymałem trzy oferty z klubów z ekstraklasy oraz sporo telefonów od pierwszoligowców.
Jakie to były kluby oprócz Wikany Startu?
- Oprócz Wikany oferta była również z Jeziora Tarnobrzeg, a trzeci klub niech pozostanie tajemnicą.
Wiadomo, że kluby z TBL poza małymi wyjątkami i tak wola amerykanów na jedynce niż miałyby poświęcić rok-dwa na danie szansy i ogranie gracza z Polski i stad chyba ten odwieczny problem z playmakerami. To też miało wpływ na twoją decyzję?
- Nie. Myślę, że gdybym został w Polsce i poszedł do Lublina to otrzymywałbym szansy grania. Wybrałem wyjazd do USA ponieważ od dawna o tym marzyłem.
Najmilsze wspomnienie które zabierasz ze sobą z dotychczasowej przygody z koszykówką to?
- Cała moja przygoda z WKK Wrocław. Każdy sezon spędzony w tym klubie owocował sukcesami. Praktycznie co roku zdobywaliśmy mistrzostwo Polski w kategoriach młodzieżowych. Do tego w tym zespole rozpocząłem swoja przygodę w seniorskiej koszykówce, również z sukcesami. Poznałem tu wielu świetnych zawodników, obecnie moich dobrych kolegów. Miałem stworzone świetne warunki do trenowania. Pracowałem ze świetnymi trenerami: Turkiewicz, Niedbalski, Potoczny, Gliniak, Pasternak. Chciałbym im wszystkim serdecznie podziękować. Wylałem wiele potu, ale nie na marne.