Grałem w szalonych miejscach - wywiad z Jamarem Diggsem, nowym graczem Polskiego Cukru SIDEn Toruń

- Drużyna jest zupełnie nowa, więc będziemy potrzebowali trochę czasu zanim zaczniemy grać skuteczny basket. Ja jednak jestem pewny siebie - mówi Jamar Diggs, nowy nabytek beniaminka z Torunia.

Michał Fałkowski: Jak dużą rolę w tym, że trafiłeś do Torunia miał Dardan Berisha?

Jamar Diggs: Jakąś odegrał na pewno. Dardan gorąco polecał mi polską ligę. Mówił, że stoi na wysokim poziomie.
[ad=rectangle]
To kto przekonał cię do tego, że warto podpisać umowę w naszym kraju?

- Nie kto, a co. O podpisaniu umowy z drużyną z Torunia zadecydował fakt, że jest to dla mnie wielka szansa. Wiem, że moja nowa ekipa zagra po raz pierwszy w najwyższej klasie rozgrywkowej i to jest bardzo dobra wiadomość. Wszyscy są zatem głodni gry na wysokim poziomie.

Ostatni sezon zacząłeś na Cyprze, ale pod koniec rozgrywek przeniosłeś się do Kosowa. Dlaczego?

- Na Cyprze wiodło mi się naprawdę dobrze, w końcu wygraliśmy ligę! Grałem w zespole APOELu Nikozja i w finale pokonaliśmy AEK Larnaka 3-2. Problem w tym, że ekstraklasa cypryjska kończy swój sezon w marcu, a ja nie chciałem czekać kilku miesięcy zanim podpiszę kolejny kontrakt. Dlatego gdy nadeszła oferta z Kosowa, skorzystałem z niej. Miałem zagrać w Final Four Ligi Bałkańskiej i zagrałem. Niestety, przegraliśmy oba mecze.

[b]

Kosowo... to bardzo egzotyczny kraj. Ogólnie oraz jako miejsce do gry w koszykówkę.[/b]

- Kosowo nie jest egzotyczne. Kosowo jest ekstremalnie egzotyczne (śmiech)! Ale Liga Bałkańska ma dosyć dobry poziom, bo biorą w niej udział również drużyny z innych krajów.

Poza Cyprem i Kosowem, grałeś również na Łotwie. Gdzie czułeś się najlepiej?

- To nie jest łatwe pytanie. Każdy sezon był dla mnie ważny z różnych powodów. Statystyki nie były dla mnie nigdy ważne. Zawsze chodziło o bycie częścią zespołu, który wygrywa. Nie jest fajnie być liderem przegrywającego zespołu. A więc... Na Łotwie zajęliśmy trzecie miejsce, na Cyprze byłem w zespole mistrzowskim, a podczas krótkiego epizodu w Kosowie grałem w Final Four. Dlatego tak naprawdę ciężko jest wskazać palcem i powiedzieć: wtedy czułem się świetnie.

Trudno przypuszczać, by Toruń, jako beniaminek, miał nagle rozdawać karty w TBL...

- Nigdy tego nie wiesz dopóki nie wyjdziesz na parkiet i nie staniesz oko w oko z rywalem.

Który sezon dał ci najwięcej? Ten w APOELu?

- Nie. Zdecydowanie ten na Łotwie. Wtedy nauczyli mnie, że dla koszykarza nie powinno być nic ważniejszego, niż wygrywanie meczów. To wtedy stałem się graczem zorientowanym na zespół.

W Toruniu Jamar Diggs będzie grał pod okiem Miliji Bogicevicia
W Toruniu Jamar Diggs będzie grał pod okiem Miliji Bogicevicia

Wcześniej taki nie byłeś? Gdzie sięgają początki Jamara Diggsa jako koszykarza?

- Oj, sięgają ponad 20 lat wstecz. W moim domu są zdjęcia, gdy miałem tylko dwa lata, ale już wtedy rzucałem do kosza, kozłowałem, dryblowałem... I oczywiście marzyłem o NBA, jak każdy. Niestety, pomimo tego, że nieźle dawałem sobie radę w NCAA, nie było dla mnie miejsca w elicie. Wtedy uznałem, że mimo wszystko chcę dalej grać w koszykówkę i wybrałem Europę. Kocham koszykówkę, nie mogłem się z nią rozstać.

Ciężko było ci się zaadaptować na początku przygody z Europą?

- Tak. Ciężki był pierwszy rok. Bardzo opornie szło mi przestawianie się na odmienny styl gry. Trenerzy byli zupełnie inni, niż ci, do których przyzwyczaiłem się, grając w Stanach Zjednoczonych. Mieli inne podejście, inne wymagania i inne spojrzenie. Nie było łatwo. Ale im więcej doświadczenia nabywasz, tym szybciej pokonujesz problemy. I w końcu zaadaptowałem się w Europie.

Czy jest coś, cokolwiek w europejskiej koszykówce, co cię nadal zdumiewa lub zaskakuje?

- Chyba już nie, ale tylko dlatego tak mówię, bo nic nie przychodzi mi teraz do głowy. Grałem w bardzo egzotycznych, z punktu widzenia Amerykanina, miejscach, nawet powiedziałbym: szalonych miejscach. Widziałem fanatyków na trybunach, którzy rzucali w nas monetami, wzniecali ogień, traktowali nas gazem... Wcześniej takie rzeczy były dla mnie poza sportem, a w Europie stały się częścią gry.

Od razu uprzedzę twoje pytanie - w Polsce na szczęście tak nie ma. Jakie masz oczekiwania względem nadchodzącego sezonu w toruńskim klubie?

- Jestem podekscytowany. Wiem, że drużyna, która się tworzy jest zupełnie nowa, więc będziemy potrzebowali trochę czasu zanim zaczniemy grać skuteczny basket. Ja jednak jestem pewny siebie i wierzę, że zaskoczymy wielu ludzi swoją grą.

Źródło artykułu: