Yemi Gadri-Nicholson w momencie podpisywania kontraktu był ogłaszany przez działaczy Trefla Sopot jako "potężne wzmocnienie strefy podkoszowej". Z perspektywy czasu śmiało można powiedzieć, że Amerykanin częściej rozczarowywał, niż zachwycał. Gracz słabo prezentuje się w formacji defensywnej, co zresztą zauważył ostatnio nawet... Robert Witka, zawodnik Rosy Radom.
[ad=rectangle]
- Jest on groźnym zawodnikiem, ale gdy ja gram na pozycji środkowego, to nie jest przyzwyczajony, że center rywali wychodzi po zasłonie na obwód. Po prostu nie nadąża. Widać, że ma z tym problemy. Może po jego błędach nie trafialiśmy wszystkiego, ale to dawało również wejścia pod kosza. W związku z tym trener Maskoliunas posadził go na ławce, a to ułatwiło nam grę pod kosz - mówił podkoszowy Rosy.
Przeciwnicy doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że Nicholson nie potrafi bronić akcji typu pick&rolli i "do bólu" grają w ten sposób, gdy on przebywa na parkiecie. Tak chociażby było w rywalizacji ze Stelmetem - Amerykanin nie potrafił zatrzymać Vladimira Dragicevicia. Zresztą trener Darius Maskoliunas bardzo ograniczył jego minuty w tamtej serii. W trzecim meczu zagrał 10 minut, z kolei w czwartym - sześć.
Zapytaliśmy ostatnio trenera Maskoliunasa dlaczego przestał korzystać z Nicholsona. W jego miejsce w pierwszej piątce pojawił się Milan Majstorović.
- Yemi miał nieco problemów na pick&rollach. Hrycaniuk, jak i Dragicević grają dość szybko i Nicholson czasami za nimi nie nadążał - mówił Litwin.
Ciekawostką statystyczną jest fakt, że Nicholson tylko w pięciu meczach w sezonie spędził na boisku więcej niż 25 minut! W meczu z Rosą Radom w czwartek wystąpił tylko przez sześć minut.