Michał Fałkowski: Anwil czy Rosa? Rosa czy Anwil?

O awansie do półfinału Anwilu Włocławek lub Rosy Radom zadecyduje mecz numer pięć. Racjonalizm wskazuje na ekipę trenera Kamińskiego, ale koszykówka potrafi być całkowicie nieprzewidywalna...

Kto wygra mecz numer pięć?

Przed ćwierćfinałem, gdy typowałem wraz z gronem innych osób związanych z koszykówką, napisałem tak: "Im mniej meczów będzie miała ta seria, tym większe szanse na to, że wygra Anwil. Natomiast Rosa wygra wówczas, gdy będzie odwrotnie. Jeśli więc dojdzie do spotkania numer pięć, wówczas lepsi będą radomianie."
[ad=rectangle]
Zawsze jesteśmy niewolnikami tego, co powiedzieliśmy pięć minut temu. Ja też jestem niewolnikiem swoich słów, lecz nie zamierzam się wycofywać. Tak, niedzielne spotkanie wygra Rosa. Co jednak przemawia za Radomiem, a ewentualnie co za Włocławkiem? Odrzućmy na bok emocje. Spójrzmy w argumenty...

***

Psychologia, czyli Rosa.

Powiedzenie "oni nam nie leżą" albo w drugą stronę "lubimy z nimi grać", nie są tylko pustymi sloganami. I choć oczywiście, są one wyczerpywalne w zależności od różnych czynników, to jednak w sporcie istnieją. Rosa zrzuciła z siebie ciężar Anwilu. Przecież w sezonie zasadniczym włocławianie pokonali ich trzykrotnie w czterech meczach. A potem dwukrotnie w dwóch meczach play-off, legitymując się bilansem 5-1 w pewnym momencie sezonu. Po dwóch meczach w Radomiu - i po dwóch zwycięstwach w wielkim stylu - koszykarze Wojciecha Kamińskiego odczarowali rywala i zobaczyli, że nie mają się czego bać.

Psychologia jako prawo serii, czyli Rosa.

Gdyby starcie numer pięć odbywało się w innych warunkach, np. w sytuacji, gdy Rosa wygrałaby dwa razy we Włocławku, a potem Anwil wygrałby dwa razy w Radomiu, typowałbym do zwycięstwa w decydującym starciu ekipę Miliję Bogicevicia. Albo gdyby po meczach w Hali Mistrzów było 1-1, wówczas też można by wskazać na Rottweilery. Jednak nie w przypadku, w którym rywal ma piąty set, ups, mecz, choć po dwóch starciach miał nóż na gardle.

Ławka, czyli Rosa.

W kontekście pięciu meczów wskazywałem na Rosę również wówczas, gdy jeszcze nie wiedziałem (i nikt nie wiedział), że do gry nie będzie zdolny Michał Sokołowski. I choć trener Kamiński usilnie przekonywał mnie przed drugim pojedynkiem w Hali Mistrzów, że on również ma tak wąską rotację, jak Bogicević (wskazywał np. na to, że Piotr Kardaś i Jakub Zalewski nigdy wcześniej nie grali w play-off, a Damiana Jeszke zrównywał, skądinąd słusznie, z Mikołajem Witlińskim), to jednak matematyka jest nieubłagana, a mecz numer cztery w serii pokazał jak skuteczni mogą być ci, którzy nie mają wspomnianego doświadczenia...

Stabilizacja, czyli Rosa.

Podczas gdy w Radomiu wszystkie sprawy "okołoparkietowe" są poukładane i dopięte na tyle skutecznie, że koszykarze mogą w spokoju ducha skupić się tylko na koszykówce, o tyle we Włocławku jest daleko od oczekiwań kibiców i władz klubu. Niby wszyscy polscy zawodnicy mają kontrakty na kolejny sezon i jest na kim opierać zespół w przyszłości, o tyle owa przyszłość jest bardzo mglista i zamazana poprzez nagłe odcięcie gotówki przez głównego sponsora oraz przedłużające się wsparcie magistratu miejskiego.

Cel osiągnięty, czyli Rosa.

Wojciech Kamiński miał wejść do play-off, wszedł do szóstki. Nawet jeśli przegrałby serię z Anwilem 0:3, i tak nikt nie miałby do niego, czy do zawodników, pretensji. Drużyna znalazła się w górnej połówce tabeli po sezonie zasadniczym kosztem ubiegłorocznego brązowego medalisty AZS Koszalin, Asseco Gdynia czy Śląska Wrocław, zaś w fazie szóstek wygrała cztery z 10 spotkań, urywając punkty najlepszym. Ktoś by pomyślał, że ten zespół i tak zrobił już więcej, niż się spodziewano. Ale dzięki temu presji na koszykarzach i drużynie nie ma żadnej. I dzięki temu Rosa może wygrać we Włocławku.

"Historia lubi się powtarzać", czyli Rosa.

W sezonie 2007/2008 Anwil rozpoczął ćwierćfinałową serię od dwóch meczów u siebie. Przeciwnikiem był Polpak Świecie. Włocławianie, pomimo problemów po odejściu lidera, Gerroda Hendersona, wygrali dwa mecze i byli o krok od awansu... Na wyjeździe przegrali jednak dwukrotnie. A potem będący na fali rywale zdobyli Halę Mistrzów i awansowali do półfinału. Teraz będzie podobnie.

***

Zawodnicy Anwilu i Rosy w walce o piłkę
Zawodnicy Anwilu i Rosy w walce o piłkę

Cel (jeszcze) nieosiągnięty, czyli Anwil.

Druga strona medalu, chciałoby się rzec. To, co może dać nadmierny spokój Rosie, jednocześnie może dać dodatkową motywację graczom Anwilu. Zeszłoroczne Rottweilery weszły do najlepszej czwórki, a zachowanie status quo w obecnych rozgrywkach byłoby osiągnięciem większym i osiągnięciem na miarę złotego medalu. Trener Bogicević z pewnością liczy, że jego koszykarze pokażą głód zwycięstwa i nie zechcą być zapamiętani jako ci, którzy ponownie spadli z Anwilem w przeciętność, nie awansując do półfinału pomimo dwóch wygranych na początek serii.

Lider, czyli Anwil.

A konkretnie, Jordan Callahan. Nie ma w zespole Rosy takiego lidera, jakim jest w Anwilu Amerykanin. Szybki, wszędobylski i grający ze wszystkich koszykarzy obu zespołów najskuteczniej w tej serii (równo średnio 20 punktów, ponadto ponad sześć asyst i cztery zbiórki). Filigranowy playmaker pokazał już w ćwierćfinale, że nie boi się brać na swojej barki odpowiedzialności wyniku i potrafi być efektywny w trudnych momentach. Piąty mecz będzie walką z maksymalnym zaangażowaniem i trudno przypuszczać, by nie zakończył się dramatyczną końcówką. 

Kibice, czyli Anwil.

Halę Mistrzów ma odwiedzić ponad setka kibiców z Radomia, ale to i tak będzie kilkanaście razy mniej, niż miejscowych fanów. W meczu numer dwa kibice we włocławskiej arenie przypominali sobie momentami dlaczego kiedyś byli uznawani za najlepszą publikę w kraju. W niedzielę muszą sobie o tym przypomnieć raz jeszcze.

Na przekór wszystkiemu, czyli Anwil.

Klub z Włocławka ma olbrzymie problemy finansowe, nadal nad Halą Mistrzów wisi widmo niewystartowania w przyszłym sezonie, zespół został ograniczony do siedmiu koszykarzy, z czego dwóch nie trenowało w ostatnim czasie ze względu na drobne urazy, w drużynie nasila się zmęczenie oraz frustracja spowodowana niewykorzystaniem szansy dwóch wygranych na początku serii, koszykarze są w psychicznym dołku i... właśnie dlatego wygrają na przekór wszystkiemu. Koszykówka już nie raz pokazywała, że potrafi pisać nieprawdopodobne scenariusze. "Lepszych" okoliczności nie będzie... (ten argument traktować z przymrużeniem oka)

"Nic dwa razy się nie zdarza", czyli Anwil. 

W sezonie 2007/2008 Anwil rozpoczął ćwierćfinałową serię od dwóch meczów u siebie. Przeciwnikiem był Polpak Świecie. Włocławianie, pomimo problemów po odejściu lidera, Gerroda Hendersona, wygrali dwa mecze i byli o krok od awansu... Na wyjeździe przegrali jednak dwukrotnie. A potem będący na fali rywale zdobyli Halę Mistrzów i awansowali do półfinału. Drugi raz to się nie wydarzy.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu: