Przede wszystkim gratuluję zwycięstwa. Pojedynek z zespołem wrocławskim chyba nie należał do trudnych...
- Przeciwnik był zdecydowanie słabszy. Zespół Śląska jest bardzo młody i składa się niemal z samych juniorów i juniorów starszych. Tacy koszykarze mają przed sobą jeszcze całą przyszłość i dlatego gra im się trudno z takimi zespołami jak nasz. Wynika to z tego, że posiadamy kilku graczy, którzy są ograni w pierwszej lub drugiej lidze. Myślę, że ten pojedynek należy uznać za dobrą formę treningu. Niemniej jednak można być zadowolonym z naszej obrony, agresywności i konsekwencji. Nie ustrzegliśmy się jednak błędów i uważam, że najwyższy czas zacząć je eliminować.
Czy przed pojedynkiem ze zdecydowanie słabszym rywalem trudno o motywację?
- Na pewno jest pewien problem z motywacją, ponieważ do takiego spotkania podchodzi się nieco ?luźniej?. Trener nas jednak przestrzegał przed lekceważeniem rywala i podkreślał, że nasi rywale na pewno przyjechali powalczyć o korzystny wynik.
W najbliższą sobotę zagracie z zespołem z Opola. Ten pojedynek ma dla Openu Basket Pleszew niesłychanie istotne znacznie, ponieważ może pozwolić pana drużynie na złapanie kontaktu z ligową czołówką...
- Będzie to prawdziwy sprawdzian naszej wartości. Gramy przed własną publicznością i jest to niewątpliwie nasz atut. Myślę, że w ostatnich spotkaniach nasza gra wyglądała bardzo dobrze. Mam nadzieję, że uda nam się to kontynuować i wykorzystać w najbliższą sobotę wszystkie atuty, które posiadamy. Drużyna z Opola jest bardzo dobrze poukładana. W drugiej lidze często zdarza się, że gra poszczególnych zespołów ma niewiele wspólnego z koszykówką. Ekipa z Opola jest jednak dobrze zbudowana. To na pewno solidny monolit, który składa się z piętnastu koszykarzy. Każdy z nich może wejść na boisko i wziąć na siebie ciężar gry. Decydujące znacznie będzie miała presja, którą nasi rywale wywierają na swoich przeciwnikach w obronie. Jeśli jej podołamy i wykorzystamy swoje wszystkie atuty, to na pewno możemy odnieść zwycięstwo.
Niedawno rozpoczął się nowy rok. Czy Dariusz Parzeński ma w nim jakieś sportowe cele, które chciałby zrealizować?
- Głównym celem jest zajęcie jak najwyższego miejsca w grupie B drugiej ligi. Chciałbym to zrobić dla siebie, ale także dla publiczności, która zbiera się na naszych meczach w komplecie. Jeśli będziemy grać tak jak w kilku ostatnich spotkaniach, to na pewno mamy szanse na miejsce w czołówce.
Czy ciężko było utrzymać panu optymalną formę po przerwie świątecznej?
- Jeśli miałbym spojrzeć na to przez pryzmat mojej całej dwudziestoletniej kariery, to na pewno są takie momenty, kiedy ciężko zabrać się do pracy. Myślę jednak, że o kilkudniowej świątecznej przerwie bardzo szybko się zapomina i wraca do ciężkiej pracy.
W pojedynku ze Śląskiem II Wrocław zagrał pan przeciwko własnemu synowi. Jakie to uczucie?
- Na pewno rozpierała mnie pewnego rodzaju duma, że jest już mój następca. Teraz przynajmniej mam już świadomość, że można przekazać pałeczkę i iść na sportową emeryturę. Cieszę się niezmiernie, że mój syn gra w Śląsku, gdzie jest dobrym okiem dobrych trenerów. Myślę, że przez pół roku, które tam spędził, zrobił naprawdę niesamowite postępy. Przede wszystkim ma on charakter, a powiem szczerze, że trochę się o to obawiałem. Na pewno ma warunki i predyspozycje do gry. Teraz trzeba tylko czekać i dobrze pokierować jego karierą, aby osiągał większe sukcesy niż jego ojciec.
A jaką ocenę wystawiłby pan synowi za spotkanie z Openem Basket Pleszew?
- Ten pojedynek trzeba traktować jako pewnego rodzaju debiut, ponieważ był to dopiero trzeci mecz Jakuba w drugiej lidze. Myślę, że syn był trochę stremowany obecnością ojca (śmiech). Zagrał jednak odważnie. Jakub cały czas jeszcze rośnie, choć już w tej chwili jest niesamowicie wysoki (206 cm. dop redaktor). Przy jego stosunkowo niewielkiej masie na pewno będzie miał jeszcze pewne problemy z grą przeciwko niższym zawodnikom. Myślę, że kwestia roku, może dwóch i wyrośnie z niego kawałek gracza.