Oczywiście to one są faworytkami konfrontacji. W pełni zasłużenie zajmują czołową lokatę i wydaje się, że dość pewnie zmierzają po utracony przed rokiem tytuł czempiona. Jednak aktualny brązowy medalista potrafi zagrozić silniejszym od siebie. W lutowym starciu krakowianki wygrały zaledwie dwoma punktami. Mało tego, do przerwy to rywalki legitymowały się lepszym bilansem.
W ekipie znad Brdy kawał pożytecznej roboty wykonuje Amisha Carter. Doświadczona Amerykanka ewidentnie osiągnęła wyższy pułap formy co znalazło odzwierciedlenie w jakości gry drużyny. Trener Tomasz Herkt ustalając taktykę doskonale zna atuty swojej gwiazdy, więc na parkiecie ma ona w miarę dogodne warunki, by wykorzystywać nieprzeciętne umiejętności.
Do tego dochodzi wszechstronna rozgrywająca, Leah Metcalf oraz polskie obwodowe - Justyna Jeziorna oraz Elżbieta Mowlik, które zwykle gwarantują wsparcie. Ta trzecia parokrotnie nawet przesądzała o losach potyczek, a firmowym zagraniem 30-latki wciąż są rzuty z dystansu.
Pytanie tylko czy przyjezdnym wystarczy sił. Posiadają znacznie węższą kadrę personalną niż Wisła i jeśli ta narzuci szybkie tempo, wówczas mogą nie wytrzymać presji. Tyle że z systematycznością wicemistrzyń kraju różnie bywa. Dobre fragmenty przeplatają słabszymi, efektem czego potem przychodzą niepotrzebne nerwy.
Nadzieję na to, że taki scenariusz nie zaistnieje ponownie daje ostatnie euroligowe spotkanie. Podopieczne Stefana Svitka przegrały i marzenia o udziale w turnieju FinalEight prysły, niemniej utrzymywały pożądane nastawienie równe czterdzieści minut. Nadieżda Orenburg tym razem porządnie się namęczyła zanim odniosła triumf. W podobnej dyspozycji na boiskach BLK małopolski team bez wątpienia ograłby każdego.
Pytanie kto przejmie odpowiedzialność za atak. Zwykle zadania tego podejmowała się Jantel Lavender, aczkolwiek gdy podkoszowej szło gorzej zastępowała ją Allie Quigley. Węgierka także korzystnie wypada jako lider. Niestety najczęściej obie błyszczą w różnym czasie.
Początek sobotniego meczu o godzinie 18.