Karol Wasiek: Styczeń to chyba nie był najlepszy miesiąc w twoim wykonaniu... Dlaczego?
Yemi Gadri-Nicholson: Prawda jest taka, że nie otrzymałem wielu minut od trenera Maskoliunasa, ale ja to rozumiałem, ponieważ takie były nasze wewnętrzne ustalenia, ale spójrz na to, że w Tarnobrzegu dostałem więcej minut i mój występ był już znacznie lepszy. Kiedy przebywam na parkiecie to staram się robić wszystko co w mojej mocy, żeby pomóc zespołowi.
Jakieś się czujesz w ogóle w tym zespole? Twoja rola jest inna niż w poprzednim sezonie?
- Oczywiście, bo zespół Trefla Sopot jest inaczej skonstruowany niż ekipa ze Słupska. Mamy tutaj zdecydowanie więcej strzelców niż w Czarnych w poprzednim roku. Prawda jest taka, że w Słupsku wymagano ode mnie tego, żebym zdobywał jak najwięcej punktów, a tutaj jest trochę inaczej pod tym względem.
Pokusiłbyś się o ocenę dwóch trenerów - Urlepa oraz Maskoliunasa?
- Może lepiej nie? (śmiech)
Ciężko się współpracuje z trenerem Urlepem?
- Myślę po prostu, że każdy szkoleniowiec ma swoje przyzwyczajenia, nawyki. Trener Urlep ma specyficzny plan na prowadzenie zespołu i trudno mi go tak naprawdę porównywać do Dariusa Maskoliunasa, ponieważ każdy z nich ma inny pogląd na pewne sprawy.
Ale swojej decyzji o przenosinach do Sopotu nie żałujesz?
- Oczywiście, że nie! Zajmujemy obecnie drugie miejsce w tabeli, więc tak naprawdę nie mamy na co narzekać. Czuję się bardzo komfortowo w tym zespole i oby ten stan utrzymywał się jak najdłużej.
Jest to dla ciebie zaskoczeniem, że tak dobrze radzicie sobie w rozgrywkach?
- Nie. Jestem negatywnie zaskoczony, że nie jesteśmy na pierwszym miejscu (śmiech). Życzyłbym sobie tego. Muszę powiedzieć, że ponieśliśmy kilka porażek, które mogły zakończyć się naszymi zwycięstwami. Uważam, że jesteśmy w stanie ograć każdego.
Nawet Stelmet?
- Oczywiście. Przecież to udowodniliśmy już na początku tego sezonu, kiedy pokonaliśmy ich w meczu o Superpuchar Polski. Później przegraliśmy co prawda z nimi, ale po dogrywce. Jestem zdania, że każdy w tej lidze jest do pokonania.