Coś tam się uroiło w naszych głowach - wywiad z Łukaszem Wiśniewskim, obrońcą PGE Turowa Zgorzelec

- Może rzeczywiście coś tam się uroiło w naszych głowach, że ten mecz będzie bezbolesny i wygramy go szybko oraz przyjemnie - mówi Łukasz Wiśniewski, obrońca PGE Turowa, po porażce z Anwilem.

Michał Fałkowski: Jest pan zaskoczony tym, że Anwil was pokonał? Kogo by nie zapytać przed spotkaniem, każdy stawiał na PGE Turów, biorąc pod uwagę nie tylko składy na papierze, ale chociażby formę w poprzednich meczach.

Łukasz Wiśniewski: Żadna porażka nie jest przyjemna. A czy jestem zaskoczony? Na pewno liczyłem, że jesteśmy w stanie wygrać ten mecz. I przy normalnej dyspozycji w obronie, moglibyśmy odnieść zwycięstwo. Anwil przez cały mecz pokazywał jednak, że tanio skóry nie sprzeda i ostatecznie wygrał.

Na konferencji prasowej trener Miodrag Rajković powiedział, że Anwil zasłużenie odniósł zwycięstwo, a wy zlekceważyliście swojego rywala. Podpisze się pan pod tymi słowami? Moim zdaniem zbyt pewnie poczuliście się w momencie, w którym wyszliście na prowadzenie 13:4.

- Cóż mi pozostaje, skoro trener tak powiedział. Ten początek spotkania rzeczywiście wypadł nam bardzo okazale, graliśmy skutecznie w obronie i przez to łatwo zdobywaliśmy punkty. I może rzeczywiście coś tam się uroiło w naszych głowach, że ten mecz będzie bezbolesny i wygramy go szybko oraz przyjemnie. Anwil grał jednak do samego końca, a w drugiej połowie odwrócił kartę na swoją stronę. My staraliśmy się gonić, mieliśmy szanse na zwycięstwo, ale nie daliśmy rady. Szkoda tego meczu, szkoda, że porażka przyszła na własnym parkiecie. Fragmentami graliśmy naprawdę dobrą koszykówkę, ale tylko fragmentami.

Ten fragment to przede wszystkim pierwsza połowa, gdy optycznie wyglądaliście lepiej. Wydawało się, że cały czas jesteście o dwa-trzy kroki przed Anwilem.

- Tak, wówczas prezentowaliśmy się naprawdę dobrze i mieliśmy tę przewagę, że przez długi czas byliśmy o kilka punktów przed Anwilem. Nawet jak zdobywali punkty, to my i tak mieliśmy jeszcze trochę zapasu, co dawało nam pewność siebie. Niestety, w drugiej połowie kompletnie zgubiliśmy rytm.

Łukasz Wiśniewski mija Paula Grahama
Łukasz Wiśniewski mija Paula Grahama

Jaka była tego przyczyna?

- Anwil zdominował nas w strefie podkoszowej, zbierając bardzo dużo piłek w ataku. To jedna rzecz. A druga - za każdym razem skrzętnie wykorzystywali to, że my mieliśmy problem z powrotem do obrony po własnych niecelnych rzutach. Choć zdarzało się również, że nie umieliśmy się zorganizować dobrze w defensywie także po udanych akcjach. W ataku graliśmy poprawnie, mieliśmy swoje zagrania i mogliśmy wygrać ten mecz. Pudłowaliśmy jednak z czystych pozycji, a Anwil zdobywał łatwe punkty.

Mówi pan: mogliśmy wygrać ten mecz, ale na przeszkodzie stanęły pudła z czystych pozycji. To oznacza, iż jest pan zdania, że przegraliście mecz przez brak skuteczności w ataku?

- Pomimo tego, że nie trafialiśmy, mieliśmy szansę wygrać ten mecz. Wystarczyło wracać dobrze do obrony. Dlatego spotkanie przegraliśmy przez słabą defensywę. Anwil rzucił nam w naszej hali aż 81 punktów, ale ile oczek średnio traciliśmy w poprzednich spotkaniach?

Licząc dwa mecze w VTB i jeden w TBL - nieco ponad 65.

- No właśnie. A w czwartek włocławianie rzucili nam w naszej hali aż o 16 więcej. To dużo za dużo. Wcześniej ta defensywa była bardzo szczelna i miałem wrażenie, że jest bardzo, bardzo dobra, jak na zespół zbudowany od nowa. Pojedynek z Anwilem pokazał jednak, że mamy w tym elemencie widoczne braki. Nie możemy więcej pozwolić sobie już na takie mecze, że nie dość, iż tracimy bardzo dużo punktów, to jeszcze przegrywamy po w dramatycznej końcówce.

W takim spotkaniu liczy się każda zbiórka, każdy przechwyt...

- Zwłaszcza zbiórki są istotne. A w tym elemencie Anwil nas zdominował.

Odniesie się pan do swojej gry? Początek miał pan udany, ale później jakby zniknął pan na długie minuty...

- Ciężko coś mądrego teraz powiedzieć, może i tak było... Po prostu spotkanie się tak ułożyło, że na początku udało się wykorzystać energię i zakończyć skutecznie kilka akcji, a potem tego zabrakło. Czy to jednak istotne w momencie, w którym przegraliśmy mecz?

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Źródło artykułu: