Zaczęła się nowa Wisła - rozmowa z Erin Phillips, zawodniczką Wisły Can Pack Kraków

Wicemistrz kraju od niedawna gra już w pełnym składzie. Australijka, która wcześniej broniła jego barw jasno zaznacza, że przeszłość odcina kreską, ale wciąż zachowuje to samo bojowe nastawienie.

Adam Popek: Trenujesz pod Wawelem nieco ponad tydzień. Zdążyłaś rozegrać dwa mecze. Przypuszczam zatem, że masz już jakieś pierwsze spostrzeżenia dotyczące zespołu i generalnie panujących realiów.

Erin Phillips: Czuje się tu bardzo dobrze. Od razu muszę zaznaczyć, iż sporo rzeczy uległo zmianie. Cieszy mnie fakt ponownego przyjazdu, lecz obecny etap traktuję raczej w kategoriach czegoś zupełnie innego, odrębnego od przeszłości. Tak jakby była to nowa Wisła. Treningi? Harujemy ciężko. Sztab szkoleniowy wymaga maksymalnego poświęcenia, dlatego też panuje atmosfera skupienia. Aktualnie dopiero staramy się polepszać naszą dyspozycję. Punkt optimum znajduje się wciąż daleko.

Co uważasz za główne atuty teamu?

- Stanowimy mieszankę wszechstronnych graczy, spośród których każdy posiada już niemałe doświadczenie. Część doskonale pamięta choćby poprzednie finały BLK i jest mądrzejsza o tamte wydarzenia. Ponadto świetnie układają się relacje wewnątrz grupy, dzięki czemu tworzymy swego rodzaju jedność.

Istotne, że ty, Allie Quigley i Jantel Lavender przybyłyście zza Oceanu na tyle wcześnie, by zdążyć wkomponować się do drużyny zanim nadejdzie Euroliga.

- Mamy chwilkę dla poznania własnych nawyki. Niemniej jednocześnie dochodzi kwestia odpoczynku. Po sezonie w WNBA pauzowałyśmy de facto kilka dni. To nie łatwe wziąwszy pod uwagę ile rocznie poświęcamy koszykówce. Walczymy niekiedy prawie na pełen "zegar". Trener z pewnością zdaje sobie sprawę, że prezentujemy różny poziom przygotowania fizycznego.

Nieodzowny element kobiecego basketu na najwyższym poziomie.

- Właściwie znajdujemy się w środku pracy. Chodzi o odpowiednie dawkowanie jednostek wysiłkowych do możliwości nóg. Szczęśliwie nikt odstaje ani nie zgłasza żadnych poważniejszych urazów, więc wspólnie podążamy w wyznaczonym kierunku.

Mimo tego do ważniejszych konfrontacji nadal długa droga, zatem bez sensu się gorączkować. Przypuszczalnie zaplanowana zostanie też mała przerwa dla odsapnięcia.

- A poprosisz o to? Bo my non stop zapychamy (śmiech). Jednak wiem, że potem przyjdą tego efekty. Gdy wystartują europejskie puchary nie będzie czasu na mnóstwo detali, którym poświęcamy teraz uwagę. Rozpocznie się system spotkań sobota - środa, a przecież gdzieś musi znaleźć się moment wytchnienia, regeneracji.

Nawet prawdziwi wojownicy upadają żeby obudzić w sobie pragnienie sukcesu - twierdzi Erin Phillips
Nawet prawdziwi wojownicy upadają żeby obudzić w sobie pragnienie sukcesu - twierdzi Erin Phillips

Nawiązując do rozgrywek w Stanach domniemam, że odczuwasz trochę zawód. Twoja Indiana Fever nie obroniła tytułu mistrzowskiego.

- Zdobyć raz złoto jest niezwykle ciężko. Powtórzyć owy wyczyn sto razy trudniej. Podczas trwania zmagań kontuzje nas nie omijały, co skomplikowało sytuację. Cóż, tak właśnie wygląda rzeczywistość. Jednym razem pokonywanie przeszkód przychodzi prosto, następnym napotykasz kolosalny opór. Tyle że ja nie rezygnuję. W lecie znów postaram się zaatakować szczyt podium.

To samo stwierdzenie tyczy się chyba również Białej Gwiazdy? Krakowski klub ma co udowodnić.

- Dokładnie. Poprzednia edycja rozczarowała. Niemniej w sporcie nie istnieje pojęcie constans. Zawsze przytrafi się dołek, często kiedy ludzie najmniej go oczekują. Każda dyscyplina ma podobnie. Nawet prawdziwi wojownicy upadają żeby obudzić w sobie ten niepowtarzalny ogień i pragnienie sukcesu. Jego wykorzystanie pozwala wielokrotnie napisać wspaniałą historię.

Mówisz o nabraniu świeżości oraz dystansu?

- Tak. Wyobrażasz sobie bez przerwy utrzymywać czołową lokatę? Nie dasz rady. Wszyscy potrzebujemy się potknąć, zyskać respekt do otoczenia i w konsekwencji znów dążyć po swoje.

Koszykówka na SportoweFakty.pl - nasz nowy profil na Facebooku. Tylko dla fanów basketu! Kliknij i polub nas.

Komentarze (0)