Poziom emocji w inauguracyjnym meczu w Dąbrowie Górniczej był porównywalny do tego z play-offów. Mimo że początkowo to gospodarze mieli inicjatywę, to koszykarze Stali wrócili do gry, a po nerwowej walce doprowadzili do dogrywki.
- Spodziewaliśmy się zaciętego pojedynku. Stal dokonała ciekawych wzmocnień, w tym sezonie jest to bardzo mocna drużyna. Chcieliśmy się pokazać z jak najlepszej strony przed dąbrowską publicznością. Myślę, że zgotowaliśmy mały horror, ale mam nadzieję, że kibicom mecz się podobał - podkreślił Grzegorz Małecki, rzucający MKS-u.
Gracze z Ostrowa Wlkp. lepiej zagrali od trzeciej kwarty, gdy MKS musiał radzić sobie bez podstawowego rozgrywającego - Marka Szumełdy-Krzyckiego. - Myślę, że brakowało nam troszeczkę Marka, który musiał zejść z boiska. Trzymamy mocno kciuki, że nic poważnego mu się nie stało - zaznaczył Małecki. - W pewnym momencie stanęliśmy, brakowało nam dobrego rozegrania piłki, rywale postawili wszystko na jedną kartę, próbowali nas złapać na połowie boiska, wychodziło im to, ale jednak wytrzymaliśmy presję w dogrywce i wygraliśmy - wyjaśnił.
W swoim debiucie w barwach MKS-u w oficjalnym spotkaniu Grzegorz Małecki pokazał się z bardzo dobrej strony, zagrał równo na przestrzeni całego pojedynku, na swoim koncie zapisał 22 "oczka" i był najlepiej punktującym spośród dąbrowskich koszykarzy. - Wygrała drużyna, ja dołożyłem swoją cegiełkę i z tego powodu bardzo się cieszę - skromnie przyznał.