Pokazałyśmy swój charakter - rozmowa z Agnieszką Szott Hejmej, reprezentantką Polski

Biało-czerwone przygotowują się aktualnie do czerwcowych eliminacji Mistrzostw Europy 2015. Za sobą mają już nawet jeden sparing przeciwko Ukrainie, wygrany po dwóch dogrywkach.

Adam Popek: Chyba nie spodziewałyście się, że w pierwszym, towarzyskim spotkaniu podczas tego okresu przygotowawczego przyjdzie wam rywalizować pięćdziesiąt minut i jednocześnie zapewniać widzom aż tyle emocji?

Agnieszka Szott-Hejmej: No nie, ale cieszę się, że wygrałyśmy. Pokazałyśmy swój charakter. Obecnie oczywiście jeszcze nie wszystko jest dograne idealnie, właściwie inaugurujemy cały cykl pracy ukierunkowany pod czerwcowe eliminacje. Wczesna faza wspólnych zajęć znajduje też trochę negatywne przełożenie we wzajemnym zrozumieniu, zgraniu, niemniej czas działa na naszą korzyść.

Ty chyba szczególnie to odczuwasz? Dołączyłaś jako ostatnia do drużyny.

- Rzeczywiście przyjechałam zaledwie cztery dni temu (śmiech). Wcześniej odpoczywałam, nie podejmowałam jakiegoś większego wysiłku i po przebiegnięciu dwóch długości brakowało sił (śmiech). Starałam się wytrzymać pojedynek w obronie i chyba dość poprawnie mi ta sztuka wyszła. Pamiętajmy, że tak naprawdę zwycięstwa zapewnia właśnie defensywa.

Sam pojedynek mogłyście już wcześniej rozstrzygnąć, lecz parokrotnie coś stawało na przeszkodzie.

- Ja jestem zadowolona z samego faktu triumfu. Owszem, potrzebowałyśmy więcej czasu, by go osiągnąć, jednak pamiętajmy o stosunkowo niedawno zakończonych urlopach, ciężkich jednostkach treningowych, które zawsze gdzieś znajdują odzwierciedlenie w prezentowanej dyspozycji. 
[b]

Agnieszka Szott Hejmej znów powalczy z kadrą w eliminacjach ME
Agnieszka Szott Hejmej znów powalczy z kadrą w eliminacjach ME

Dla was najistotniejszy będzie czerwiec.[/b]

- Tak, za około dwa tygodnie powinnyśmy łapać świeżość. Wtedy przecież przyjdą starcia o właściwą stawkę.

Analizując potyczkę z Ukrainą zauważało się ciekawą prawidłowość. Przeciwniczki albo punktowały za sprawą wysokiej Khomenchuk albo trafiały tylko "trójki".

- Coś w tym jest. Bez wątpienia dobrze zacieśniałyśmy tylną formację, dzięki czemu nie dopuszczałyśmy do wielu penetracji. Jednak rywalki sprytnie rozrzucały piłki, odnajdywały się na obwodzie i stąd ich udane próby. Kiedy z kolei my wychodziłyśmy wyżej, wspomniana przez ciebie środkowa czasami zostawała bez tak dużej opieki jaką miała mieć. Wbrew tym wydarzeniom finalnie wyszarpałyśmy satysfakcjonujący rezultat.

Wy natomiast zdecydowaną większość "oczek" uzyskałyście po odważnych wejściach pod kosz.

- I za sprawą rzutów osobistych…

To w końcówce.

- Głównie. Wracając do samych szarży myślę, że głównie stanowiły one efekt obrony, która była fundamentem. Pomagałyśmy sobie wzajemnie i miałam wrażenie, iż chwilami piłka sama wpadała w ręce.

Pamiętam, że przed rokiem trener Winnicki powiedział takie zdanie. - "Żelazna defensywa połączona z kontratakiem". Założenie wciąż aktualne?

- To chyba nawet widać. Teraz jesteśmy jeszcze dalekie od perfekcji, lecz przynajmniej sam zarys da się dostrzec.

Komentarze (0)