Już teraz włodarze wciąż istniejącej Polskiej Ligi Koszykówki Kobiet oraz zespoły zastanawiają się, jaka będzie forma rozgrywek po przejęciu ich przez Polski Związek Koszykówki. Najważniejsze kwestie to liczebność ligi i sposoby finansowania. Doświadczony szkoleniowiec na własnym przykładzie pokazał, co można by zrobić. - Na pewno nie stać nas na ligę z czternastoma zespołami. Myślę, że trzeba spróbować z dwunastoma. Graliśmy na poziomie Euroligi, mieliśmy niezły budżet, jak na polską ligę, ale w Europie byliśmy najsłabsi. Mimo to parę meczów wygraliśmy. Życie zmusiło nas, żeby jeszcze bardziej myśleć o szkoleniu. Liczmy się z tym, że na pewno przepis o dwóch Polkach obniży poziom rozgrywek, ale zaprocentuje w przyszłości. Jaki będzie ich napływ zależeć będzie od szkolenia. Nie ograniczałbym też Amerykanek, skoro są tańsze. Trzeba pamiętać, że wprowadzając Europejki i ogrywając je w naszej lidze, tworzymy konkurencję. Przez najbliższe lata nie będziemy w stanie rywalizować ze Stanami Zjednoczonymi, ale będziemy rywalizować z Europą, więc po co je ściągać? Moim zdaniem podstawa to dwie Polki i solidny budżet. Przy dwunastu zespołach też będą podziały, że zawsze ktoś będzie walczyć o mistrzostwo, ktoś o środek tabeli, a ktoś byle o utrzymanie się w ekstraklasie. Jeden zespół powinien spadać, bo przy dwunastu drużynach trzy lub cztery będą miały znikomy budżet i między sobą będą koncentrować się na walce o utrzymanie - wyczerpująco wypowiedział się Dariusz Maciejewski.
Cała rozmowa na temat przyszłości kobiecej koszykówki odbywała się przy okazji pomeczowej konferencji. Pisaliśmy już, co o tym wszystkim sądzi Piotr Dunin-Suligostowski. Głos zabrał także opiekun Wisły, Artur Golański, który w ostrych słowach wypowiedział się na temat ściągania Amerykanek. - W Polsce panuje bylejakość. Niektórzy potrafiliby ściągnąć nawet sześć Amerykanek za 300-400 dolarów, zaraz po college'u, bo są tańsze niż Europejki. Z limitem dwóch zawodniczek spoza Europy ich poziom byłby dużo większy. Bylejakość jest do bani! - grzmiał.
Sprawę szkolenia polskich koszykarek pociągnął jeszcze Maciejewski. Podkreślił on rolę podjętego w tym sezonie programu "Nauka, Sport, Przyszłość", zrzeszającego blisko 300 dziewczynek z okolicznych miejscowości Gorzowa. - Mimo dobrego szkolenia w Gorzowie, trzeba szkolić jeszcze lepiej. Stąd pomysł na te dzieciaki. Gwarantuję wam, że z tego będzie jakość nie tylko dla Gorzowa, ale i dla reprezentacji Polski. Jest to przykład, że nasz klub nie kosztuje zbyt wiele. Kosztuje wielką pracę organizacyjną, którą się wykonuje. Kolosalna praca, która zaprocentuje za kilka lat. Trzeba szukać zdolnych dzieciaków. Z jak największej liczby kandydatów one się znajdą. To jest kierunek dla polskiej koszykówki - zapewniał były szkoleniowiec reprezentacji Polski.
Na koniec opiekun Akademiczek przypomniał osobę grającej obecnie w Wiśle Can Pack Kraków Justyny Żurowskiej, byłej kapitan gorzowskiej drużyny, wielce dla niej zasłużonej. - Justyna Żurowska była naszą perełką. Na ścianach są jej zdjęcia. Przeszła do innego klubu. Nie można mieć do niej pretensji. Taki jest rynek. Dużo tych dziewczyn, które wyszkolimy będzie grało u nas, ale trzeba liczyć się z tym, że będą grały też w innych miejscowościach. To bardzo przyjemne dla trenera, widzieć osobę, której się poświęciło wiele czasu, jak ona sobie fajnie funkcjonuje. To powód do dumy - podsumował opiekun KSSSE AZS PWSZ Gorzów.
Dariusz Maciejewski o przyszłości koszykówki: Trzeba szukać zdolnych dzieciaków
Ostatni mecz między Wisłą Can Pack Kraków a KSSSE AZS PWSZ Gorzów był też okazją do rozmów o końcu PLKK. Wiele w tym temacie miał do powiedzenia trener akademiczek Dariusz Maciejewski.
Źródło artykułu: