Przez długi czas wyjazdowe starcie z AZS-em Koszalin układało się po myśli radomskiego beniaminka. Wystarczyło jednak 10 minut, aby Rosa wypracowaną wcześniej przewagę roztrwoniła. - Trudna to dla nas do przyjęcia porażka, zwłaszcza gdy przed rozpoczęciem czwartej kwarty prowadzi się czternastoma punktami - przyznał po zakończeniu meczu Hubert Radke.
- To jest jakieś kuriozum - skomentował zaledwie 3 zdobyte punkty przez jego zespół w tej części. Podkoszowy starał się wyjaśnić przyczynę tak dużej niemocy. - Nie graliśmy "do kosza", nie trafialiśmy rzutów wolnych. Dzięki temu AZS doprowadził do dogrywki - mówił. - Nie podejmowaliśmy akcji w ataku, nie byliśmy agresywni. Dzięki temu, że atakowaliśmy kosz przez 30 minut, wypracowaliśmy wysoką przewagę, ale potem graliśmy wolno, statycznie i przez to nie mieliśmy dobrych pozycji, a AZS wykorzystał swoją szansę - kontynuował.
Radke, jak i dwaj inni zawodnicy Rosy, Kim Adams i Jakub Zalewski, przedwcześnie musiał opuścić boisko z powodu popełnienia pięciu przewinień. - To na pewno zburzyło nasz rytm, ale w pierwszej dogrywce mieliśmy przecież mnóstwo otwartych pozycji rzutowych. Nie trafialiśmy jednak wolnych - podkreślił zdobywca siedmiu "oczek".
Przyjezdni mieli dużą szansę na zwycięstwo także w kolejnych dodatkowych pięciu minutach. - W drugiej dogrywce prowadziliśmy czterema punktami, wystarczyło właściwie obronić jedną piłkę i byłoby po meczu. Tego nie zrobiliśmy - żałował. To nie pierwsza taka sytuacja, w której radomianie przegrywają właściwie wygrany pojedynek. - Kolejny raz przegrywamy mecz na własne życzenie. Wydawało się, że kilka spotkań w tym sezonie było już przesądzonych, a skończyło się zupełnie inaczej - zakończył.