Po sześciu porażkach z rzędu podnieśli się wreszcie Boston Celtics. Drużyna z Massachusetts na własnym parkiecie, po zapierającym dech w piersiach i wywołującym gęsią skórkę spotkaniu, ograła jednego z największych rywali - Miami Heat!
Niedzielny pojedynek od pierwszych minut rozgrzał wszystkich odbiorców do czerwoności. Długo wyczekiwane spotkanie spełniło wszystkie pokładane nadzieje, a dodatkowym smaczkiem był powrót do TD Garden Raya Allena. Dawny zawodnik zielonych został wygwizdany przez trybuny, a jego każdy kontakt z piłką cały czas prowokował publiczność.
Przez pełne 48 minut oba zespoły walczyły tak naprawdę cios za cios, kosz za kosz. W ostatnich sekundach to jednak gospodarze mieli wszystkie atuty w ręku. Niesamowitym rzutem za trzy punkty stan rywalizacji wyrównał jednak LeBron James, doprowadzając tym samym do dogrywki.
W doliczonym czasie MVP zeszłego sezonu wywindował swój zespół na cztery "oczka" przewagi i wydawało się, że Heat mają już zwycięstwo w garści. Nic bardziej mylnego. Po krótkiej przerwie na wyżyny swoich umiejętności wspiął się Kevin Garnett. Tym razem na zwycięstwo nie trafił Dwyane Wade, a uradowani kibice spędzili w hali kolejne dodatkowe pięć minut.
Druga dogrywka dostarczyła nie mniej emocji niż pierwsza. Goście z Florydy znów prowadzili, ale ponownie miejscowym udało się wybrnąć z krytycznej sytuacji. Najpierw do kosza trafił Jason Terry, a następnie Paul Pierce. "Żar" miał szansę odmienić losy spotkania, ale w ostatniej akcji pomylił się tym razem Shane Battier, daleko zepchnięty na obwód przez świetną obronę Celtów. Wcześniej LeBron James nie zdołał uratować swojej ekipy rzutem z dystansu.
Celtics do wielkiego triumfu poprowadził wspomniany wyżej Pierce, który uzbierał triple-double na poziomie 17 punktów, 13 zbiórek i 10 asyst! 24 "oczka" dołożył Garnett. Warto podkreślić jeszcze, że miejscowi musieli sobie radzić bez klasycznego rozgrywającego. Rajon Rondo z powodu kontuzji opuści najprawdopodobniej cały sezon.
Po stronie przegranych świetnie spisywał się James, autor 34 punktów, 16 zbiórek i 7 asyst. Tyle samo zbiórek zapisał na swoim koncie Chris Bosh, a 21 punktów zdobył z ławki Ray Allen, dla którego to spotkanie było wyjątkowe. Zawiódł z pewnością Dwyane Wade, który trafił zaledwie 6 z 20 oddanych rzutów.
Boston Celtics - Miami Heat 100:98 (22:26, 23:19, 19:23, 23:19, 6:6, 7:5)
Celtics:
Garnett 24, Pierce 17, Terry 13.
Heat: James 34, Allen 21, Wade 17.
na marginesie dobry meczyk!
- bez przesady z tymi 'kolanami' Miami, przegrali ledwie dwoma punktami