Ciągle trzeba coś poprawiać - rozmowa z Dariuszem Szczubiałem, trenerem Jeziora Tarnobrzeg

Po zmianach kadrowych Jezioro Tarnobrzeg gra znacznie lepiej. Dariusz Szczubiał uważa jednak, że drużynę stać na więcej. - Więcej oczekuję od Tillera - przyznaje trener Jeziora.

Bartosz Półrolniczak: Po dwóch wygranych z Koszalinem dwie wyjazdowe porażki trzeba chyba zaliczyć do rozczarowań.
Dariusz Szczubiał:

Na pewno zawsze lepiej wygrywać niż przegrywać. Jakoś wielce rozczarowany nie jestem, chłopcy też nie. Takie jest życie, jest kolejny mecz i trzeba o nim myśleć a nie rozpamiętywać. Na wyjazdach gra się ciężko i każda wygrana jest na wagę złota. W meczu pucharowym wiedzieliśmy, że nie możemy przegrać wyżej niż 14 punktów. To dawało nam szansę na dalszą grę. Sił już było mało więc kontrolowaliśmy wynik jak tylko mogliśmy. W lidze natomiast pierwsza połowa zdecydowała. Gospodarze nam odjechali i ta pogoń kosztowała mój zespół tyle sił, że pod koniec gdy decydowały pojedyncze zagrania brakło po prostu energii. W przypadku równej gry zawodnik zawsze jest narażony na mniejszy ubytek sił.

Te mecze z Koszalinem u siebie pokazały pełnię możliwości tego zespołu?
-

Szczerze mówiąc to nie wiem. Ciężko mi powiedzieć. Na pewno zawsze można grać lepiej i coś można poprawić. Gra była naprawdę mądra i zespołowa. Prezentowaliśmy w tych meczach dobry i równy poziom. W Kołobrzegu znów zdarzył się przestój, może daleka podróż tak wpłynęła na zespół. Niektórzy mieli w tym spotkaniu chwilowe załamanie formy, ciężko w ciągu paru dni zagrać na podobnym poziomie i sportowym i nazwijmy to energetycznym. To w pewien sposób sprawiło, że jakość gry poszła w dół.

Zagraliście 4 mecze w 9 dni to też chyba miało znaczenie dla zespołu jako całości.
-

Zdecydowanie tak. Warto pamiętać, że ciągle nie gramy w pełnym składzie i paru graczy gra więcej niż pewnie by musiało grać.

Mimo tego przestoju mieliście szansę to wygrać.
-

Strata była duża ale jak się okazało nie tak ciężko było ją odrobić. Zeszliśmy na 2 punkty i brakło kropki nad i. Kotwica zadała decydujące ciosy i wygrała ten mecz. Wpadła im ważna trójka przy 2 punktach różnicy pod koniec. Końcówka to faulowanie i rzucanie osobistych. Oni trafiali a my nie i się zrobiła taka różnica.

Rzuty wolne okazały się waszym gwoździem do trumny w tym meczu.
-

Niestety nie tylko w tym. W pucharowym spotkaniu w Koszalinie nie było wiele lepiej. Wskaźnik około 50 procent w tym elemencie to skandalicznie nisko.

Jedynie może chyba pana cieszyć charakter jaki pokazała drużyna.
-

To na pewno jest budujące. Mimo dużej różnicy nie spuścili głów a walczyli i wierzyli. To dobry prognostyk na kolejne mecze. Do przerwy było kiepsko. Porozmawialiśmy sobie po męsku w szatni i druga część meczu była znacznie lepsza. Paru graczy zagrało z różnych przyczyn słabiej niż normalnie grają. To też zadecydowało bo rotacja była przez to utrudniona.

Po dobrym wejściu w zespół Doaks i Tiller złapali chyba lekką zadyszkę.
-

Doaks ma problemy z podejmowaniem dobrych decyzji. Nie wiem czemu w tym sezonie jest jakiś mniej odważny w oddawaniu rzutów. Ma dobry rzut i jak tylko jest pozycja powinien z tego korzystać. Zamiast napędzać grę i oddawać szybkie rzuty za dużo kombinuje. Jakieś wejścia dziwne, obroty robi jakieś zupełnie nie w jego stylu. Rozmawialiśmy na ten temat i na pewno będzie już lepiej. Jeśli chodzi o Tillera to nie jestem póki co zadowolony. Stać go na dużo więcej. To jeszcze nie ten zawodnik co w zeszłym sezonie. Na pewno jak nadrobi braki fizyczne to będzie lepiej bo to chyba jest przyczyna. Brakuje jeszcze trochę dynamiki. Nie jest tak groźny w wejściach, rzutach z wyskoku czy rzutach dystansowych. Będzie coraz lepiej bo ma możliwości i ciężko pracuje. Poza meczami z Koszalinem w Tarnobrzegu nie pokazał jednak tego, czego od niego oczekuję.

Sytuacja z Krzyśkiem Krajniewskim trochę się przedłuża, jak to wygląda z pana perspektywy?
-

W poniedziałek ma jeszcze zrobić prześwietlenie i za parę dni mam zamiar przywrócić go do pełnego treningu. Myślę, że parę dni mocnego treningu i będę go powoli wprowadzał do grania w meczu.

W sobotę gracie mecz ze Stelmetem, w czym pan widzi szansę na wygraną?
-

Po prostu trzeba zagrać swoje na maksymalnych obrotach i będzie wtedy szansa sprawić niespodziankę. W Zielonej Górze bardzo długo graliśmy na równo i pokazaliśmy, że można z nimi powalczyć. Przy dobrej dyspozycji mojej drużyny niespodzianka jest w naszym zasięgu.

Kluczem powinna być obrona bo ostatnio ich gra w ataku może imponować.
-

Są bardzo skuteczni. Trafiają regularnie i to z różnych pozycji. Nie można się na kimś koncentrować bo każdego stać na dobrą grę. Dużo też jednak tracą. W meczu z Anwilem do końca była walka o wygraną i sporo punktów stracili.

Wszystko wskazuje na to, że Stević nie zagra. To będzie dla Jeziora pewne ułatwienie.
-

Być może. Ja jednak uważam, że ten mecz się zdecyduje na obwodzie. Kto wygra tą rywalizację to powinien wygrać całe zawody.

Skupiacie się w obronie na duecie Hodge-Hosley czy raczej będziecie bronić każdego w taki sam sposób?
-

Każdy wie ile oni znaczą dla tej drużyny. Ciężko ich powstrzymać i ciężko zatem przypuszczać, że uda się ich zatrzymać przy długim występie na jakiejś słabej skuteczności czy małej ilości zdobytych punktów. Bardziej mi zależy, żeby reszta się nie dorzuciła w jakiś znaczący sposób. Ta dwójka zawsze swoje zrobi. Dwóch graczy jednak meczu nie wygra jeśli nie będzie mieć wsparcia.

Co do poprawienia przed tym meczem?
-

Ciężko wskazać jeden element bo ciągle coś musimy poprawiać. Co mecz coś innego nie działa jak trzeba. To zastawianie, to strat za dużo. Na pewno trzeba unikać tych strat bo to daje łatwe punkty rywalowi. Przy mniejszej ich ilości mamy większą szansę powalczyć z mocnym rywalem. Jak ich jest dużo to się wszystko zaczyna komplikować.

Co najbardziej się panu ostatnio w zespole podoba?
-

Zespołowość i waleczność. Jak jest walka i agresja to nawet przy porażce zespół się może podobać. Jak tych cech brakuje to mi się gra zespołu nie podoba niezależnie od wyniku.
Ciężko wam idzie w tym sezonie na wyjazdach.
-

Nie wygrywamy za dużo, taka jest specyfika ligi. Jest grupa drużyn bardzo wyrównana i każda wygrana jest na wagę złota. Przy takiej wyrównanej stawce miejsce rozgrywania meczu jest ważne. Tak to już jest, że często własna hala i kibice potrafią wydrzeć wygraną.

Zagracie dalej w Pucharze Polski. Teraz dwie rundy w których trzeba rozegrać tylko po jednym meczu, to może sprzyjać niespodziankom.
-

Na pewno tak. Zwłaszcza jak się gra z mocnym rywalem to jest to pewne udogodnienie dla tego teoretycznie słabszego. Na początek będzie mecz z pierwszoligowcem. Potem się okaże co dalej. Na pewno warto zawalczyć i sprawić jakąś niespodziankę. Jakby się udało dostać do turnieju finałowego to by była kolejna piękna historia tarnobrzeskiej koszykówki. To odległa sprawa, skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Na pewno będziemy się bić o wygrane.

Ostatnio coraz więcej gra Jakub Patoka, w meczu ligowym z AZS-em Koszalin dobrą zmianę dał Piotr Pyszniak. Jak pan ocenia młodych graczy Jeziora?
-

Na pewno robią postępy i ciężko pracują. Piotrek jest tu już znany, to któryś jego sezon w Tarnobrzegu. Kuba jest tu nowy i na pewno to było dla niego problemem na początku. Starsi zawsze młodszym pomagają a ci się chętnie uczą. Fajnie się wprowadził, szybko znalazł wspólny język ze starszymi. Chłopak się rozwija tak jak trzeba, jestem z niego zadowolony. Za rok czy dwa na pewno będzie duża pociecha z niego.

Źródło artykułu: