Mateusz Zborowski: Radek, miałeś okazję jako zawodnik grać w lidze czeskiej. Powiedz jak podoba ci się nowa formuła, dzięki której Mecz Gwiazd 2013 odbędzie się pomiędzy reprezentacją TBL a reprezentacją ligi czeskiej właśnie we Wrocławiu?
Radosław Hyży:
Mam nadzieję, że taki pomysł nie będzie tylko jednorocznym wybrykiem. Moim zdaniem takie spotkania powinny odbywać się co 2-3 lata. Wtedy będą mogły pokazać w jakim punkcie znajduje się nasza liga na tle czeskiej. Będzie można zaobserwować, która liga zrobiła progres, a która stoi w miejscu. To będzie doskonała okazja do zweryfikowania umiejętności zawodników i władz ligi. Mocno żałuję, że niektóre kluby nie chcą grać na arenie europejskiej i mam wrażenie, że trochę po macoszemu traktują puchary.
Czy już wyobrażasz sobie Śląsk za rok na parkietach TBL, czy póki co nie wybiegasz tak daleko w przyszłość i skupiasz się na I lidze?
- Czasami mam takie przebłyski, że wizualizuję to. Już jesteśmy praktycznie na półmetku ligowych zmagań, czyli każdy z nas zawodników ma świadomość, że prowadzimy i jesteśmy jednym z kandydatów do awansu. Himalaiści by dobrze powiedzieli, że na początku jest prosto i łatwo, potem jest trudniej, by na samym końcu zrobić kilka najtrudniejszych kroków. Dopiero w maju, jak będzie faza play-off, okaże się, czy jesteśmy, jak niektórzy nas okrzyknęli, "papierowymi faworytami".
Szesnaście meczów bez porażki i ta jedyna porażka w 1. kolejce ze Spójnią. Nie uważasz, że ona pozwoliła trochę ostudzić zapał i emocje przed medialnymi zapowiedziami, że na Śląska nie ma mocnych?
- Jak na pierwszą ligę mamy naprawdę dobry zespół. Ta porażka była potrzebna. To pozwoliło na zejście powietrza z nas zawodników, działaczy czy trenerów, ale również kibiców. Dostaliśmy zimny prysznic. Nikt się przed nami nie położy nawet w naszej hali. Zrozumieliśmy specyfikę tej ligi, że z takim murowanym faworytem do awansu jak Śląsk każdy zespół gra o 20-30 procent lepiej niż z innym rywalem.
Uważasz, że do końca sezonu dowieziecie wynik bez porażki?
- Dla nas najważniejszy jest awans. Po to zostaliśmy zatrudnieni w tym zespole. Nie interesują nas liczby i statystyki. Mamy jasno postawione zadanie, które musimy zrealizować. Osobiście chciałbym w maju cieszyć się razem z naszymi kibicami z awansu.
Zaskoczyło cię coś na plus w I lidze?
- Na pewno to, że II liga nie jest aż tak słaba. I jeszcze to, że czasami jest tak, że w ekstraklasie nie grają najlepsi Polacy. Uważam, że kilku zawodników nie ma sprzyjających warunków do gry w TBL i wybiera ligę niżej, co niektórzy odbierają jako brak ambicji, ale ja bym tego tak nie nazwał.
Chyba Wrocław bez dwóch zdań zasługuje na powrót wielkiej koszykówki?
- Bez dwóch zdań, ale jest kilka innych ośrodków w Polsce, które również na to zasługują. Trzeba ruszyć kilka miast i działaczy, żeby koszykówka nie stała się niszowym sportem. Patrząc jakie lobby jest w innych dyscyplinach, można powiedzieć, że my troszkę przysypiamy. Duże miasta muszą się wziąć do roboty. Jednak nie możemy zapominać o tych małych miastach, w których są kibice i ludzie, którzy płacą na czas. To tylko obrazuje, że małe ośrodki potrafią być dużo lepiej zorganizowane od potentatów.
Twoje akcje nie tylko na parkiecie stały już się słynne we Wrocławiu. Chociażby akcja mikołajkowa. Czy można użyć stwierdzenia, że Radosław Hyży jest ambasadorem wrocławskiej koszykówki?
- Ja bym raczej zaryzykował stwierdzenie, że to ludzie ze Śląska Wrocław zaszczepiają mnie pomysłami, które staram się realizować. Największa w tym zasługa naszego "managamentu". Ja jestem tylko małym trybikiem, który pomaga w realizacji tych celów.
Myślisz, że za rok wystąpisz jeszcze jako zawodnik Śląska w TBL, czy już może chodzi ci po głowie zawieszenie butów na kołku?
- Powiem szczerze, że zawsze słucham ludu. Po każdym meczu pytam jak wypadłem na tle innych. Tu głównie chodzi o to, czy będę fizycznie w stanie nawiązać walkę z młodszymi. Wszystko będzie zależało od zdrowia i opinii, które zbieram. Póki co wydaje mi się, że nie jestem "kulą u nogi" Śląska.