Jedna połowa to za mało - relacja z meczu AZS Rzeszów - AZS PWSZ Gorzów Wlkp.

Gospodynie w niedzielnym starciu pozytywnie zaprezentowały się tylko w pierwszej połowie. Potem oddały inicjatywę i ostatecznie przegrały z byłym medalistą FGE 54:64.

Początkowe fragmenty jednak pozwalały uwierzyć, iż podkarpacki zespół realnie zagrozi przeciwnikowi. Nieźle funkcjonowały obie jego formacje, a podopieczne trenera Dariusza Maciejewskiego wyraźnie miały trudności, by sprostać wyzwaniu. Owszem, przez kilka minut za sprawą Sybil Dosty oraz Agnieszki Makowskiej utrzymywały stan remisowy, ale przed końcem kwarty zrobiło się mniej optymistycznie.

Wśród miejscowych niemal tradycyjnie pierwsze skrzypce odgrywała Leah Metcalf. Amerykanka odważnie korzystała z własnych atutów i raz za razem zapisywała na swoim koncie punkty. Pod koszem zaś sprytnie odnajdywała się Aneta Kotnis. Była zawodniczka m in. INEI Poznań wręcz zaskakiwała obrończynie oponenta, co większa część publiczności przyjęła z aprobatą.

Kibice AZS-u jeszcze bardziej ucieszyli się w następnej odsłonie. Ich ulubienice nie zwolniły bowiem tempa i dzięki szybkim akcjom wspominanych wcześniej dziewczyn, a także celnym rzutom z dystansu Elżbiety Mukosiej, systematycznie powiększały dystans dzielący oba teamy. Najlepsze potwierdzenie tych słów stanowił wynik, który w pewnym momencie brzmiał 34:22.

Tyle, że tutaj w szeregi beniaminka FGE niepotrzebnie wkradła się nerwowość. Zamiast kontrolować boiskowe wydarzenia spuścił z tonu i jednocześnie oddał inicjatywę gorzowiankom. Te widząc nadarzającą się okazję postanowiły dać próbkę umiejętności. Ciężar poczynań w ataku wzięła na siebie Ariana Moorer. W polu trzech sekund kawał porządnej roboty wykonywała Dosty, efektem czego ich drużyna zyskała przyzwoite położenie i długą przerwę spędziła tylko z czterema "oczkami" straty.

Taki scenariusz mocno napędził dawnego euroligowca, który po zmianie stron wręcz zdominował rzeszowianki. Nie chcąc doprowadzić do nerwowego finiszu wzbudził w sobie maksymalną koncentrację i błyskawicznie osiągnął pierwszą tego wieczoru pokaźniejszą przewagę. Wciąż skutecznymi zagraniami popisywała się Moorer. Wspierała ją reprezentantka kraju Agnieszka Skobel, która mimo bliskiej asysty defensorek ze stolicy Podkarpacia umieszczała piłkę w obręczy. Odpowiedzieć starała się Anna Kuncewicz, ale była to kropla w morzu potrzeb ekstraklasowego debiutanta. Przed decydującą batalią przegrywał 40:49 i raczej mało kto przypuszczał, że zdąży nagle odwrócić losy rywalizacji.

Zgodnie z zapowiedziami triumf padł łupem przyjezdnych. Fakt faktem podopieczne Wojciecha Downara-Zapolskiego walczyły nieustannie i przez chwilę wydawało się, iż znów zaczynają łapać właściwy rytm, jednak faworytki konfrontacji nie wypuściły zwycięstwa z garści. Sukces przypieczętowała Chineze Nwagbo. 30-letnia skrzydłowa oprócz dużej ilości trafień, zanotowała najwięcej zbiórek spośród swoich koleżanek.

AZS OPTeam Rzeszów - KSSSE AZS PWSZ Gorzów 54:64 (21:15, 15:17, 4:17, 14:15)

AZS OPTeam: Metcalf 16 (2x3), Kuncewicz 9, Kotnis 7 (1), Krzywoń 2, Kaczmarska 2 oraz Mukosiej 16 (2), Kędzia 2, Rafałowicz 0, Czerwonka 0, Kąsek 0.

KSSSE AZS PWSZ:
Nwagbo 14, Skobel 10, Dosty 10, Dźwigalska 5, Trębicka 0 oraz Moorer 15 (1), Makowska 10, Szajtauer 0.

Źródło artykułu: