Dobry prognostyk przed fazą play-off - relacja z meczu Śląsk Wrocław - ŁKS Łódź

Sezon regularny dobiegł końca również we Wrocławiu. Pomimo fatalnego początku spotkania Śląsk Wrocław rozgromił ostatecznie ŁKS Łódź i odniósł już piąte zwycięstwo z rzędu, dzięki czemu z optymizmem przystępuje do fazy play-off.

Śląsk Wrocław podchodził do tego meczu praktycznie nie mając o co grać, dlatego zapowiadane było ogrywanie rezerwowych, z kolei dla łódzkiego ŁKS-u był to ostatni mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej, co najwyraźniej okazało się czynnikiem motywującym na samym początku spotkania. Koszykarze z Wrocławia wyszli na parkiet zupełnie bez werwy, a goście punktowali jak chcieli i skąd chcieli. Miejscowa publiczność była w szoku, kiedy po 3 minutach ŁKS prowadził 12:2, chociaż w pierwszej piątce nie zaobserwowaliśmy, wbrew zapowiedziom, żadnych zmian.

Sygnał do ataku w pierwszej dosłownie dał "świeżo upieczony ojciec", Aleksandar Mladenović. Serb najpierw sam efektownie przeprowadził akcję od kosza do kosza, by potem dzięki dobrej obronie "w pomalowanym" umożliwić dwie kolejne kontry Śląska, obie skończone efektownymi wsadami przez Paula Graham. Mecz przypominał jednak raczej spotkanie drużyn gimnazjalnych, niż zawodowych ekip - podania były niedokładne, akcje nieustawione, a zawodnicy bez ładu i składu biegali od kosza do kosza. Nawet trener Miodrag Rajković wydawał się mniej zaangażowany niż zazwyczaj, spokojnie siedząc na krześle.

Nic dziwnego, że gospodarze nie potrafili znaleźć właściwej koncentracji. Najgorzej wyglądała ich gra w obronie - pozwolili najsłabszemu zespołowi w TBL rzucić w pierwszej kwarcie aż 29 punktów, co jest jednym z najgorszych wyników pod tym względem w całym sezonie. Wielkiej poprawy nie było widać w drugich dziesięciu minutach. Znakomity mecz rozgrywał natomiast Jakub Dłuski (15"oczek" w 16 samo minut) oraz Jarosław Zyskowski Jr, który trafił kilka razy z niesamowitych pozycji. W trudnym momencie na wysokości zadania stanął jednak Graham, który praktycznie w pojedynkę odrobił większość straty. Dzięki niemu do przerwy Śląsk przegrywał tylko 43:46.

Po powrocie na parkiet styl gry nie uległ zmianie. Przeciwnie - mecz stał się jeszcze bardziej szarpany, gracze lądowali na podłodze, a piłka wylatywała w trybuny. Wyszło to jednak na korzyść Śląska. Przy nieskutecznej grze kolegów, punktowali właściwie na przemian Graham i "Skiba", chociaż to i tak wystarczyło do wyjścia na prowadzenie 60:51. Wtedy było już wiadomo, że doświadczenie najlepszej drużyny słabszej grupy drugiego etapu weźmie górę. Pomimo strzeleckiej indolencji większości graczy Śląsk spokojnie prowadził po 3 odsłonach 74:60.

Finałowa odsłona to już raczej zabawa gospodarzy ze zrezygnowanymi przyjezdnymi. Pomimo relatywnie pewnej wygranej, wszak na 7 minut do końca było 81:63 dla podopiecznych Rajkovicia, na boisku wciąż przebywali liderzy - Skibniewski, Graham oraz Mladenović. Dla tego ostatniego nieomal zakończyło się to źle, bo po jednym ze starć długo nie podnosił się z parkietu. Na szczęście "Aco" w końcu podniósł się i usiadł na ławce. Wydarzenie te nie wpłynęły jednak na wynik i Śląsk odniósł piąte przekonujące zwycięstwo z rzędu.

- Nie łatwo gra się mecz w praktycznie siedmiu zawodników, a dla nasz to już kolejny taki przypadek, stąd w pierwszej połowie wyglądało to dobrze, jednak potem zupełnie zabrakło nam energii - powiedział po meczu Jarosław Zyskowski Jr.
Śląsk Wrocław - ŁKS Łódź 94:78 (18:29, 25:17, 31:14, 19:18)
Śląsk:

Graham 25, Skibniewski 19 (8 as.), Bogavac 16, Sęk 12, Mladenović 8, Buczak 7 (12 zb., 6 as.), Niedźwiedzki 5, Bochno 2
ŁKS:

Dłuski 20, Zyskowski 15, Michalak 12 (11 as.), Bartoszewicz 11, Sulima 9, Szczepaniak 8, Kenig 3

Źródło artykułu: