O pierwszej kwarcie można by pisać w samych superlatywach, bowiem oba zespoły uraczyły miejscową publikę istną wymianą ciosów. Popis ofensywnej koszykówki trwał w najlepsze, a prowadzenie na początku meczu zmieniało się jak w kalejdoskopie. Po stronie gdyńskiej nie do zatrzymania była Geraldine Robert (13 oczek w pierwszej kwarcie). Natomiast polkowiczanki postawiły na kolektyw i punktacja wśród miejscowych rozkładała się równomiernie na wszystkie zawodniczki. Ostatecznie skuteczniejsza okazała się metoda Pomarańczowych i to one po dziesięciu minutach prowadziły 27:18.
Drugą odsłonę zmęczona Robert rozpoczęła na ławce rezerwowych, co od razu przełożyło się na słabszą postawę jej drużyny. Pomarańczowe również nieco spuściły z tonu i meczu nie oglądało się już z takimi wypiekami, jak na początku. Mimo to na parkiecie trwała zażarta walka o każdy centymetr boiska, a takie akcje zawsze wywołują emocje wśród kibiców. Następnie przewagę zaczęły powiększać aktualne wicemistrzynie Polski i po "trójce" Sharnee Zoll opiekun Lotosu postanowił wziąć czas na żądanie. Pomogło, to tylko na chwilę jego podopiecznym. Ożywiła się zwłaszcza Constance Jinks, która nieco szalonymi akcjami zdobyła kilka oczek. Jednak końcówka pierwszej połowy należała do zespołu z Dolnego Śląska. Punkty Musiny oraz Joanny Walich (3+1!) pozwoliły im odskoczyć na 14 punktów.
Trzecia kwarta również należała do zawodniczek Arkadiusza Rusina. Efektowne akcje rozprowadzała Zoll i polkowiczanki w pewnym momencie uzyskały run 11:0. Dopiero w końcówce kwarty przebudziła się Aneika Henry, która do spółki wespół z Jinks zmniejszyły nieco straty. Jednak przewaga polkowiczanek po trzech kwartach była już bardzo wyraźna (17 pkt) i wydawało się, że już nic złego im się nie może wydarzyć.
Ostatnia ćwiartka pokazała, że gdynianki są bardzo walecznym teamem i ambitnie zaczęły nadrabiać dystans do polkowiczanek. Zespół ciągnęła Constance Jinks, lecz nie miała ona odpowiedniego wsparcia w partnerkach i stratę do końca meczu udało się zniwelować tylko do dziesięciu oczek.
Teraz rywalizacja przenosi się nad morze i gdynianki nie mają już żadnego marginesu błędu. Aby awansować do finału muszą wygrać dwa mecze na własnych śmieciach oraz pokusić się o zwycięstwo w piątym meczu na Dolnym Śląsku.
- Mimo oddania dwunastu rzutów więcej od CCC Polkowice ostatecznie przegraliśmy to spotkanie. Polkowiczanki zagrały bardzo dobrze kontratakiem i kiedy tylko popełnialiśmy błędy w ataku one natychmiast, to wykorzystywały - powiedział zaraz po meczu trener Lotosu Gdynia, Javier Fort Puente.
- Dzisiejsze zawody były dużo trudniejsze od wczorajszych i tego tak naprawdę się właśnie spodziewałem. Jednak myślę, że od początku kontrola tego meczu była po naszej stronie - ocenił spotkanie opiekun Pomarańczowych, Arkadiusz Rusin.
CCC Polkowice - Lotos Gdynia 76:66 (27:18, 16:11, 20:17, 13:20)
CCC Polkowice - Sharnee Zoll 12, Jantel Lavender 11, Walerija Musina 11, Evanthia Maltsi 11, Iva Perovanovic 8, Joanna Walich 8, Agnieszka Majewska 7, Agata Gajda 4, Agnieszka Bibrzycka 4.
Lotos Gdynia - Constance Jinks 24, Geraldine Robert 20, Aneika Henry 10, Jolene Anderson 4, Magdalena Ziętara 6, Adrijana Knezevic 2, Magdalena Kaczmarska 0, Małgorzata Misiuk 0.
Stan rywalizacji (do trzech zwycięstw) 2-0 dla CCC Polkowice.