W oczach kibiców Anwil Włocławek był zwycięzcą środowego spotkania jeszcze przed pierwszym podrzutem piłki, a wszystko dlatego, że zespół Energi Czarnych Słupsk przyjechał na Kujawy zdekompletowany. W szeregach gości zabrakło dwóch strzelców: Darnella Hinsona i Pawła Kikowskiego, co spowodowało, że trener Dainius Adomaitis musiał ograniczyć swoją rotację właściwie do siedmiu koszykarzy. Jakież więc było zdziwienie gdy po pierwszej kwarcie przyjezdni wygrywali 15:14.
Włocławianie zaczęli spotkanie dość ospale i otrząsnęli się dopiero, gdy słupszczanie wyszli na siedmiopunktowe prowadzenie, 25:18. Sygnał do ataku dał Dardan Berisha, który przed przerwą zdobył osiem oczek, siedem punktów dodał Corsley Edwards i gospodarze przełamali gości jeszcze przed końcem drugiej kwarty, schodząc do szatni z prowadzeniem 36:33. - W pierwszej połowie mieliśmy swoje problemy, szwankowała nam skuteczność, czasami brakowało komunikacji, przegrywaliśmy także zbiórki i nie zastawialiśmy własnej tablicy. Stąd Czarni najpierw prowadzili, a potem nieznacznie przegrywali - tłumaczy po ostatniej syrenie opiekun Anwilu, Krzysztof Szablowski.
Jeszcze w 24. minucie Czarni wyrównali stan meczu (38:38), ale w kolejnych fazach spotkania na parkiecie istniała tylko jedna drużyna - miejscowa. - W drugiej połowie kontrolowaliśmy już wydarzenia na parkiecie. Powiedziałem swoim chłopakom w przerwie by więcej uwagi poświęcali np. zastawianiu własnej tablicy i po zmianie stron rywale zdobyli tylko cztery oczka z ponowienia przy tylko pięciu zbiórkach ofensywnych. W pierwszej połowie rzucili nam w ten sposób dziewięć punktów - przytacza statystyki szkoleniowiec Anwilu.
"Rottweilery" postawiły bardzo szczelną defensywę, która uniemożliwiła przeciwnikom łatwe wejścia pod kosz, a także zdobywanie punktów z pola trzech sekund. Wysocy Energi Czarnych, Scott Morrison i David Weaver, w całym meczu trafili tylko dwa z 10 rzutów, a że z czystych pozycji punktów nie potrafili zdobywać niscy, przewaga Anwilu stopniowa rosła i po 30 minutach osiągnęła pułap 12 oczek (55:43), zaś w połowie ostatniej odsłony, po trójce Krzysztofa Szubargi, na tablicy wyników pojawił się rezultat 69:47.
- Udało nam się zatrzymać szybki atak gości, wreszcie zagraliśmy na dobrej skuteczności, może trochę mało wykonywaliśmy rzutów wolnych, ale w sumie graliśmy przecież praktycznie cały czas przeciwko strefie, a wszyscy wiemy, że taka defensywa troszeczkę ogranicza wymuszanie fauli. Cieszę się, że wreszcie zafunkcjonowaliśmy przeciwko tej obronie, urozmaiciłem w ostatnich dniach nasz system o kilka nowinek, które dzisiaj dobrze wypadły - wyjaśnia Szablowski.
Włocławianie nie wygraliby jednak ze słupskim zespołem, gdyby nie fantastyczna forma Berishy. Kosowianin z polskim paszportem przyzwyczaił już w tym sezonie do dobrych występów przeciwko Czarnym, zdobywając w trzech meczach kolejno 11, 19, i 18 oczek. Tym razem zdobył aż 25 punktów, trafiając sześciokrotnie z dystansu, a to wszystko w pierwszym meczu po przerwie spowodowanej chorobą. Warto dodać, że bez Berishy Anwil przegrał dwa spotkania - z Treflem u siebie i Zastalem na wyjeździe.
- Ostatnio mówiłem po porażce z sopocianami, że brakowało nam Dardana, który rozciągnąłby tę obronę rywala rzutami z dystansu. Mało kto wierzył wówczas w to, co mówię, a dzisiaj okazało się, że mam rację. Brak Dardana we wcześniejszych meczach był dla nas wielkim osłabieniem, a to spotkanie przeciwko Enerdze Czarnym potwierdziło to, jak ważnym ogniwem jest on dla naszego zespołu - twierdzi Szablowski.
Tym samym Anwil wygrał mecz 71:55, pokonując Czarnych po raz czwarty w sezonie. Czy to oznacza, że słupszczanie byliby najwygodniejszym rywalem dla włocławian w pierwszej fazie play-off? - Chciałbym, żeby wypadki toczyły się same. Nie chciałbym nic ustawiać, nic kalkulować, bo takie kombinowanie często źle się kończy. Mamy bilans 4-0 z Czarnymi, ale czy to oznacza, że teraz będziemy wygrywać z nimi każdy kolejny mecz? No właśnie... Nie ma to dla mnie żadnego znaczenia, ważne jest by mój zespół by dobrze przygotowany do każdej konfrontacji, którą da nam los - kończy swoją wypowiedź trener Anwilu.
Krzysztof Szablowski: Bilans 4-0 nic nie znaczy
Anwil Włocławek przełamał serię dwóch kolejnych porażek i pokonał w środę Energę Czarnych Słupsk. Było to już czwarte zwycięstwo "Rottweilerów" w tym sezonie nad słupszczanami i zarazem siódma porażka gości z rzędu. Po ostatniej syrenie trener Krzysztof Szablowski cieszył się ze zwycięstwa, ale zaznaczał, że te cztery wygrane nie znaczą nic w kontekście play-off.
Źródło artykułu: