- Ja cieszę się, że ten mecz wygrałyśmy - skomentowała mecz Weronika Idczak, rozgrywająca Energi Toruń. Polka, która miała za sobą dwa udane mecze w ćwierćfinałowej serii przeciwko KK ROW Rybnik tym razem nie błyszczała, ale po meczu mogła cieszyć się wspólnie z koleżankami z niezwykle ważnej wygranej.
Losy meczu w Spożywczaku rozstrzygnęły się dopiero na siedem sekund przed końcem meczu, kiedy dwa razy celnie z linii rzutów wolnych przymierzyła Leah Metcalf. Trzeba jednak dodać, że Katarzynki na własne życzenie doprowadziły do tak nerwowej końcówki. Dlaczego?
- Zepsułyśmy trzecią kwartę, gdzie miałyśmy już naprawdę dużą przewagę. Potem coś się zepsuło, ale na szczęście udało nam się utrzymać prowadzenie i wygrać mecz - dodała Idczak, która w meczu tym nie zdobyła punktu. W statystykach zapisano jej natomiast 4 asysty, 3 zbiórki i 4 przechwyty.
Przewaga, o której mówi leworęczna koszykarka Energi to 19 punktów. Katarzynki w połowie trzeciej kwarty prowadziły 54:35 i miały mecz pod kontrolą. Rybniczanki zebrały się jednak w sobie, ruszyły do ataku i sprawiły, że losy meczu decydowały się dopiero w ostatnich chwilach.
Przed środowym meczem nie brakowało obaw o końcowy wynik. W drużynie zabrakło bowiem Jeleny Maksimovic, na początku meczu lekkiego urazu nabawiła się Julie Page i ławka rezerwowych Katarzynek nie powalała na kolana. Optymizm i wola walki były jednak na tyle duże, że pozwoliły ostatecznie rozstrzygnąć pojedynek toruniankom na swoją korzyść.
- To były fajne zawody, w których najważniejszą wiadomością jest to, że udało nam się je wygrać - kończy Idczak, która zgodnie z zapowiedziami z połowy sezonu, zaczyna decydującą walkę ze swoją drużyną o medale mistrzostw Polski, co po kilkuletniej przygodzie z INEĄ AZS Poznań i walce o utrzymanie ligowego bytu, będzie dużym wyzwaniem.