Bolesny upadek mistrza - relacja z meczu Wisła Kraków - Beretta Famila Schio

Choć mistrzynie Polski były uważane za faworyta w spotkaniu z włoskim Beretta Famila, to jednak po raz czwarty z rzędu schodziły z parkietu przegrane. Tym razem o zwycięstwie rywalek zadecydowała końcówka kiedy to podopieczne trenera Lasiego zachowały więcej zimniej krwi. Wobec tego Biała Gwiazda zajęła ostatnie miejsce w turnieju FinalEight Euroligi kobiet.

Pierwszy mecz w dniu finałowym turnieju FinalEight od początku przyniósł za sobą wiele akcji ofensywnych. Niestety większość z nich udana była tylko w wykonaniu Włoszek. Ekipa z półwyspu Apenińskiego za sprawą Cheryl Ford po dwóch minutach prowadziła 7:0 i można było powiedzieć, że deklasuje Białą Gwiazdę. Ta z kolei, co chwilę miała okazję do zniwelowania strat, ale indywidualna gra poszczególnych zawodniczek i brak odpowiedniego ustawienia przy walce o zbiórki sprawiały, że celu długo nie udawało się osiągnąć. Impas mistrzyń Polski przerwała dopiero Milka Bjelica trafiając z linii rzutów osobistych, lecz na ten moment była to kropla w morzu ich potrzeb.

Nieco więcej pozytywów w poczynaniach wiślaczek można było dopatrzeć się w dalszych fragmentach. Duża w tym zasługa Erin Phillips, która po dotychczasowych niepowodzeniach w końcu wstrzeliła się w kosz. Dzięki jej trafieniom w zespole pojawiła się nadzieja, iż tego popołudnia jeszcze nic nie jest stracone. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć fakt, że po pierwszej kwarcie wynik na tablicy świetlnej brzmiał 16:10, w związku z czym remis był właściwie na wyciągnięcie ręki.

Tyle, że w następnej odsłonie stroną wiodącą znów była Beretta. Jej zawodniczki ewidentnie były bardziej zdecydowane i szybciej wprowadzały w życie założenia taktyczne. Oprócz wspominanej Ford pożyteczną pracę wykonywała także Janel McCarville. 29-letnia podkoszowa podobnie jak jej koleżanka była bardzo trudna do upilnowania w polu trzech sekund i sprawiała defensorkom z Krakowa mnóstwo problemów. Nadrobić te braki starała się Anke DeMondt. Reprezentantka Belgii harowała dosłownie w każdym fragmencie boiska i wniosła do kolektywu mnóstwo pozytywnej energii. Przejąć część jej obowiązków próbowała Magdalena Leciejewska, lecz dążenia tej dwójki nie odmieniły w całości przebiegu rywalizacji. Na długą przerwę małopolski team schodził bowiem przegrywając 30:38 i stało się jasne, że musi wspiąć się na wyższy poziom jeśli myśli o odniesieniu choć jednego zwycięstwa na tureckiej ziemi.

Po zmianie stron Wisła wreszcie odznaczyła się wolą walki, jakiej można oczekiwać od drużyny z charakterem. Najwyraźniej zdała sobie sprawę, że sytuacja wymyka się spod kontroli i przyłożyła większa wagę do gry w każdej formacji. Na efekty takich działań nie trzeba było długo czekać. Po niespełna trzech minutach Beretta wygrywała już tylko 40:37 i absolutnie nie mogła być pewna swego. Na parkiecie błyszczała Ewelina Kobryn. Najlepsza polska koszykarka punktowała spod samego kosza i nie miała sobie równych w pojedynkach o górne piłki. Bardzo dobrze układała się jej współpraca z Bjelicą, która podobnie jak środkowa naszej kadry umiejętnie korzystała ze swoich warunków wzrostowych. Po tych wydarzeniach podopieczne Jose Ignacio Hernandeza wysunęły się na minimalne prowadzenie i wydawało się, że pójdą za ciosem.

W decydującej batalii obie strony szły łeb w łeb i trudno było przewidzieć, której z nich jako pierwszej uda się odskoczyć. Biała Gwiazda bazowała na popisach Leciejewskiej. Pochodząca z Grodziska Wielkopolskiego zawodniczka rozgrywała dobre zawody i widać było, że dzięki większej ilości minut spędzonych na boisku zyskała większą wiarę we własne umiejętności. Gdy dołączyła do niej wspominana wcześniej Phillips, krakowianki były lepsze od rywalek o pięć "oczek" i końcowy sukces stał przed nimi otworem.

Problem polegał jednak na tym, że chwilę później obserwatorzy spotkania byli świadkami czterech nieudanych prób w wykonaniu wiślaczek, które najzwyczajniej w świecie się na nich zemściły. Włoszki bowiem, dowodzone przez doskonale znaną pod Wawelem Liron Cohen momentalnie to wykorzystały, dzięki czemu po końcowej syrenie miały powody do radości. Wiśle zaś pozostaje pogratulować ambitnego podejścia, ale do domu wróci z pustym dorobkiem.

Wisła Can - Pack Kraków - Beretta Famila Schio 62:65 (10:16, 20:22, 15:10, 17:17)

Wisła: Phillips 15, DeMondt 13, Leciejewska 8, Powell 7, Kobryn 6, Bjelica 5, Dabović 4, Ujhelyi 2, Czarnecka 2

Beretta: Erkić 15, Ford 13, Cohen 8, Nadalin 8, Macchi 7, McCarville 6, Mascidari 4, Ramon 2, Jalcova 2

Źródło artykułu: