W ostatnim tygodniu Anwil Włocławek rozpoczął swoje zmagania na etapie szóstek Tauron Basket Ligi, a przeciwnikiem ekipy z Kujaw był mistrz Polski, Asseco Prokom Gdynia. We Włocławku liczono na sukces i jak mantrę powtarzano, że krajowy czempion posiada słabszy skład w porównaniu z ubiegłymi latami, a do tego nie jest mocny psychicznie po serii porażek w Eurolidze i Lidze VTB. Po 40 minutach gry to jednak gospodarze byli szczęśliwi, wszak wygrali bardzo pewnie 82:61.
- Za słabo rozpoczęliśmy drugą połowę. Nie wiem czy myśleliśmy już, że ten mecz będzie toczony na styku do samego końca, ale wydaje mi się, że przestaliśmy grać agresywnie. Oczywiście, jak się zorientowaliśmy, że Asseco złapało swój rytm, próbowaliśmy ich czymś zaskoczyć, ale niestety nic się nie powiodło - wspomina tamto spotkanie Nick Lewis, który obok Corsley’a Edwardsa bardzo dobrze radził sobie pod koszem. Niestety głównie w pierwszej połowie, kiedy zdobył dziewięć oczek. W drugiej nie dorzucił już nic. - Trener Asseco dokonał kilku korekt w defensywie w przerwie spotkania i to przyniosło im sukces.
Warto dodać, że przed tamtym meczem doszło do zmiany na stanowisku trenera w Anwilu. Zwolnionego Emira Mutapcicia zastąpił jego asystent Krzysztof Szablowski, który miał kilka dni na wprowadzenie zmian. I rzeczywiście, początek meczu pokazał, że włocławianie próbują grać nieco inną koszykówkę, lecz ostatecznie - bez większego efektu. - To zawsze jest ciężkie dla zespołu, gdy w trakcie rozgrywek zmienia się najważniejsza postać. Nawet jeśli trener Sziszi pełnił rolę asystenta i był z nami o początku, to i tak jako główny trener stara się wprowadzić coś nowego. I to odbiło się w tamtym meczu. Niestety zbyt krótko trenowaliśmy pewne elementy byśmy mogli je dobrze zrealizować na parkiecie - wyjaśnia Lewis.
Tydzień temu Anwil wystąpił bez Dardana Berishy, a kilku innych koszykarzy narzekało na drobne urazy. W ostatnich dniach wszyscy wrócili jednak do treningów i do kolejnego spotkania, przeciwko Treflowi Sopot, wszyscy przygotowywali się w komplecie. Czy ten detal plus lepsze zrozumienie taktyki trenera Szablowskiego dadzą efekt w postaci zwycięstwa w Ergo Arenie? - Nie sądzę by ktokolwiek mógł nazywać nas "nowym" Anwilem tylko dlatego, że wprowadzimy do naszej taktyki nowe elementy i pierwszym trenerem jest ktoś inny. Nadal jesteśmy tymi samymi zawodnikami - twierdzi amerykański skrzydłowy.
Jaki plan mają włocławianie na pokonanie Trefla? - Nic specjalnego. Po prostu musimy zagrać dobry mecz. Oglądaliśmy nagrania z akcjami, które sopocianie wykonują najczęściej i ustaliliśmy pewne szczegóły, które będziemy chcieli zrealizować. Jednocześnie jednak najbardziej skupialiśmy się w ostatnich dniach na tym, by lepiej opanować swoje strategie ofensywne - tłumaczy zmiennik w zespole Anwilu.
Warto dodać, że losy meczu mogą rozstrzygnąć się właśnie w tej strefie, w której gra Lewis, czyli pod koszem. Wiadomo, że w Treflu lwią część minut zabiera fenomenalny w tym sezonie John Turek i jeśli Lewisowi oraz Edwardsowi uda się zastopować środkowego sopockiego klubu, wówczas o zwycięstwo będzie łatwiej. - Musimy być bardzo skupieni i przewidywać ich ruchy. Jeśli będziemy szybsi, będziemy odcinać ich od podań, będziemy bliżej sukcesu - mówi Lewis i po chwili zdradza - Najważniejszym elementem tego spotkania wydaje się jednak dobry powrót do obrony. Jeśli uda nam się zneutralizować kontry Trefla, to naprawdę będziemy w korzystnej sytuacji.
Nick Lewis: Skupiamy się na sobie
W swoim drugim meczu w drugiej fazie Tauron Basket Ligi Anwil Włocławek ponownie zagra na wyjeździe i ponownie w Trójmieście. Po ostatnim starciu z Asseco Prokomem Gdynia teraz przyjdzie czas na Trefl Sopot, czyli mistrza sezonu zasadniczego. Koszykarze z Kujaw wydają się być jednak pełni optymizmu przed niedzielnym starciem, o czym opowiada skrzydłowy Nick Lewis.
Źródło artykułu: