Erin Phillips: Radość wciąż w nas drzemie

Od drugiego, decydującego o awansie do Final Eight Euroligi spotkania z USK Praga minął już właściwie tydzień, ale w ekipie mistrza Polski te wydarzenia nadal są bardzo żywo wspominane. Generalnie nie ma się temu co dziwić, ponieważ dzięki zwycięstwu wiślaczki dokonały nie lada wyczynu.

Tuż przed rozpoczęciem drugiej konfrontacji zawodniczki Wisły były niezwykle skupione. Na ich twarzach trudno było dostrzec jakiekolwiek emocje, a wraz z biegiem minut uwidaczniała się jedynie coraz większa ambicja oraz determinacja. Taka postawa sprawiła, że po końcowej syrenie mogły one w pełni zasłużenie cieszyć się z sukcesu, który jest bez wątpienia jednym z największych w historii klubu. - Ta radość wciąż w nas drzemie. Piątkowy wieczór był przecież jak spełnienie marzeń. Na triumf pracowałyśmy bardzo długo, wkładając wiele pracy oraz wiary, że uda się osiągnąć to czego pragniemy. Teraz mogę powiedzieć, iż dążenia całego zespołu przyniosły spodziewany rezultat i z końcem marca jedziemy na turniej finałowy do Stambułu. Co prawda po reformie rozgrywek zrzesza on więcej niż tylko cztery najlepsze drużyny z całego kontynentu, ale satysfakcja tak czy owak jest ogromna. Nie ukrywam też, że daje nam to pozytywną energię przed starciami na innych frontach, jak na przykład w Pucharze Polski - mówi Erin Phillips.

Australijka, choć jeszcze niedawno przechodziła rehabilitację po zabiegu artroskopii stawu skokowego, stanęła na wysokości zadania i była jednym z najlepszych ogniw w układance trenera Jose Ignacio Hernandeza. W pamięci pozostał szczególnie jej rzut z okolic siódmego metra, za sprawą którego Biała Gwiazda nie tylko znacznie przybliżyła się do wygranej, ale zadała też przeciwnikowi cios, po którym w zasadzie się już nie podniósł. - Może była to trochę szalona próba, ale ja mam skłonność do podejmowania tego typu decyzji (śmiech). Najważniejsze, że efekt był pomyślny dla wszystkich - wspomina 26-letnia zawodniczka.

W kwestii jej zespołu natomiast słowa pochwały należą się przede wszystkim za równą formę prezentowaną właściwie przez całe 40 minut. - Moim zdaniem dała o sobie znać ogromna wola walki, jaka drzemała w każdej z nas. Wiedziałyśmy doskonale, że tylko w ten sposób możemy skutecznie bić się o sukces i po prostu wcieliłyśmy w życie przedmeczowe założenia. Nie da się ukryć, iż bardzo pomógł nam dobry początek. Dzięki niemu szybko zyskałyśmy przewagę i przez dalszą część rywalizacji kontrolowałyśmy boiskowe wydarzenia - twierdzi mierząca 173 cm obrończyni.

Mając na uwadze te wszystkie wydarzenia śmiało można pokusić się o stwierdzenie, że w ostatecznej rundzie wszystko może się zdarzyć i wcale nie jest powiedziane, iż krakowianki są na pozycji straconej. - Żadnego scenariusza nie można wykluczać. Final Eight zrzesza wokół siebie ścisłą czołówkę teamów z całego kontynentu, więc na pewno nie będzie łatwo, ale dla nas to żadna niespodzianka. Powiem szczerze, że bardziej jestem podekscytowana myślą o rywalizacji z najlepszymi, bo to naprawdę piękne wyzwanie - dopowiada wyraźnie zadowolona Phillips.

Czy zatem Wisłę faktycznie stać na sprawienie jakiejś miłej sensacji? - Trzeba sobie jasno powiedzieć, że teraz również przeciwnicy będą czuć respekt przed nami. Wynikami dotychczas osiąganymi dałyśmy dowód, iż w każdej sytuacji podejmujemy rękawice. A w stolicy Turcji zwykle panuje bardzo gorąca atmosfera, więc przyświeca to tworzeniu wielkich widowisk - kończy gwiazda małopolskiego klubu.

Komentarze (0)