Szkoleniowiec pruszkowian, Michał Spychała, podkreślał wagę pierwszego zwycięstwa na obcym terenie. - Nie mam w składzie Przemka Szymańskiego, ponadto w ostatnim czasie mieliśmy pewne problemy chorobowe. Cieszą dwa zdobyte punkty - nie ukrywał. Dodał jednak przy tym: - Nie jestem jakiś bardzo zadowolony, bo mogliśmy nie doprowadzać do dogrywki, tylko rozstrzygnąć to spotkanie wcześniej. Fajne widowisko, które mogło się podobać kibicom, miłe dla oka.
Z kolei Piotr Ignatowicz znalazł wiele przyczyn porażki. - Znicz to doświadczona drużyna, dyktowała dzisiaj warunki. Szkoda, bo nie pamiętam już dokładnie, czy to była trzecia czy czwarta kwarta, ale mieliśmy serię rzutów wolnych i gdybyśmy je wykorzystali, to można było "odskoczyć" na 4-5 punktów i zupełnie inaczej by się grało - żałował trener Rosy. - Koszykówka to często gra również psychologiczna. Na treningach rzuty osobiste mogą wychodzić i wpadać, ale podczas meczu, gdy jesteś "sam na sam" z koszem, ale dochodzą do tego presja oraz napięcie, to już nie to samo - tłumaczył kiepską, bo zaledwie 50-procentową skuteczność swoich podopiecznych w rzutach wolnych.
Radomianie wykorzystali zaledwie siedemnaście z trzydziestu czterech prób za jedno "oczko". - Nie trafialiśmy zarówno na początku, jak i na końcu. Wszyscy będą jednak pamiętać ten ostatni, niecelny rzut Michała Nikiela, który mógł przesądzić o wygranej. Niemniej jednak, Pruszków powinien wygrać jeszcze w regulaminowym czasie gry. Nie chcę komentować pracy sędziów, ale odgwizdali aż 57 osobistych dla Znicza, co też pomniejszyło jakość tego widowiska. Myślę, że mogło ich być mniej - skomentował.
Opiekun Rosy wyraził uznanie dla najbardziej doświadczonego w szeregach rywali, 36-letniego Dominika Czubka. - Pamiętam jak jeszcze graliśmy przeciwko sobie. Ja już zakończyłem karierę, a Dominik gra, i to jak - chwalił byłego przeciwnika z parkietu. Natomiast najskuteczniejszy w ekipie Znicza zdobywca trzydziestu jeden punktów zaznaczył: - Trzy razy w tym spotkaniu uzyskiwaliśmy przewagę, więc byłaby wielka szkoda, gdybyśmy przegrali. Każdy mecz to dla nas nowe doświadczenie, nowa przygoda, nowa nauka, nowa radość. Na jakimś portalu napisali, iż jesteśmy ligowym "średniakiem". Udowodniliśmy więc dzisiaj, że tak nie jest. Naszym celem jest w tym sezonie awans do "ósemki", gra w play-offach. Z każdym następnym wygranym pojedynkiem będziemy się do tego przybliżać - zakończył.
- Tak to jest, że kto prowadzi grę, ten wygrywa. Trener przed dzisiejszym meczem uczulał nas na to, aby nie dać pruszkowianom oddawać rzutów "za trzy". Wstrzelili się, o czym świadczy wynik pierwszej kwarty - podkreślał Hubert Radke. - Okazało się, iż nie da się wygrać spotkania, podchodząc do niego "z marszu", tak jak my to zrobiliśmy. Trzeba walczyć od początku, wtedy można myśleć o zwycięstwie - wyjaśnił.