Adam Popek: Na początek wypada pogratulować zwycięstwa nad ŁKS-em w ostatniej kolejce ligowej, bo myślę, że każdą wysoką wygraną można uznać za pewnego rodzaju sukces.
Joanna Czarnecka: Nie da się ukryć, że każde zwycięstwo zawsze pozytywnie wpływa na morale zespołu i atmosferę, jaka w nim panuje. Dzieje się tak tym bardziej, jeśli zostało odniesione w przekonujący sposób. Nas cieszy to, że praca jaką wykonałyśmy w pierwszej połowie nie poszła na marne i do samego końca utrzymałyśmy bezpieczną przewagę. Fakt faktem, po zmianie stron nie zdołałyśmy powiększyć prowadzenia, ale prawdą jest, że w tym fragmencie w drużynie dokonało się wiele zmian, a trener chciał wypróbować kilka innych wariantów taktycznych. To jednak nie powinno dziwić, bo szkoleniowcy zwykle w takich momentach lubią trochę poeksperymentować i zobaczyć w akcji drugoplanowe zawodniczki. Myślę, że ta druga połowa sobotniego meczu dostarczyła sztabowi szkoleniowemu trochę materiałów do przemyśleń.
Bardzo cieszy również to, że potrafiłyście już w pierwszej połowie narzucić rywalowi swoje warunki gry. Ostatnimi czasy ten element delikatnie mówiąc zawodził.
- To prawda. Tym razem od samego początku byłyśmy mocno skoncentrowane na boiskowych wydarzeniach i bardzo chciałyśmy, by losy tego spotkania właśnie tak się potoczyły. Miałyśmy, bowiem świadomość, że ŁKS nie należy do słabych ekip i jeśli tylko złapie wiatr w żagle to może sprawić nam naprawdę wiele problemów. Dlatego też, żeby później nie martwić się o to, czy zdołamy dogonić przeciwnika, od pierwszych minut zagrałyśmy bardzo zdecydowanie, co jak wiemy przyniosło oczekiwane efekty. Chciałyśmy w ten sposób na wejściu dać do zrozumienia, że nie jest łatwo z nami wygrać i na szczęście udało się uzyskać widoczną przewagę, której później nie oddałyśmy już do końcowej syreny.
Innym pozytywnym aspektem tego spotkania jest to, że nie miałyście problemów ze skutecznością w ataku. Skąd taka metamorfoza w zaledwie kilka dni?
- Trudno się nie zgodzić z tym, że nasz pojedynek z łodziankami był zupełnie inny niż ten środowy w ramach Euroligi. Tym razem jednak miałyśmy do czynienia z innej rangi przeciwnikiem, co na pewno nie pozostaje w tej kwestii bez znaczenia. Niemniej uważam, że sporą rolę odegrało nasze nastawienie do tego meczu. Każda z dziewczyn była bardzo zmobilizowana, za wszelką cenę chciała udowodnić, że potrafi grać w koszykówkę i że dotychczasowe problemy były jedynie przejściowe. Wiadomo też, że konfrontacji z Good Angels Koszyce towarzyszyło pewnego rodzaju zdenerwowanie i trema związana z inauguracją europejskich pucharów, bo w takich momentach każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony, a jak się mogliśmy przekonać, nie zawsze to wychodzi w stu procentach. Jednak moim zdaniem, w sobotę udowodniłyśmy, że stać nas na bardzo wiele i pozostaje mieć nadzieję, że ten wysoki poziom zdołamy teraz podtrzymać. Liczę, że nie będzie żadnej huśtawki formy z naszej strony.
Dużo pracy poświęciłyście w ostatnim czasie właśnie formacji ofensywnej?
- Na treningach tak samo przykładamy się do poprawy elementów obronnych, jak i ofensywnych. Koszykówka to gra, w której oba te czynniki odgrywają ogromną rolę, w związku z czym uważam, że nie można się skupić stricte na jednym aspekcie, a zaniedbać inny, bo wtedy momentalnie możemy mieć jeszcze większe problemy. A nie da się ukryć, że pracując nad atakiem, jednocześnie trenujemy również zespołową obronę, więc to wszystko jest poniekąd powiązane. Staramy się, by każda z formacji funkcjonowała możliwie jak najlepiej, im mam nadzieję, że efekt naszych działań widoczny jest w trakcie spotkań.
Patrząc na początek tego sezonu wiele osób mówi, że nie miałyście szczęścia ze względu na braki kadrowe i pojedynki z potentatami już na starcie. Ja jednak uważam, że los okazał się dla was łaskawy, bo póki co nie zanotowałyście jeszcze porażki.
- To fakt, że potrafiłyśmy te ważne spotkania rozstrzygnąć na swoją korzyść, co niewątpliwie jest sporym plusem. Nie da się ukryć, że problemy kadrowe nie ułatwiły i wciąż nie ułatwiają nam zadania, bo kilka dziewczyn wciąż narzeka na drobne urazy, a Ewelina Kobryn, jak wiemy jest chora i w najbliższym czasie nie pomoże nam na parkiecie. Mimo to, uważam, że powinnyśmy się cieszyć z tych wygranych, jakie udało nam się wywalczyć, pomimo kilku mankamentów, jakie im towarzyszyły. Musimy zatem zrobić wszystko, by teraz podtrzymać tą dobrą passę i pokazać się z jeszcze lepszej strony. To na pewno nie będzie łatwe, bo teraz czeka nas pojedynek w Moskwie ze Spartakiem, gdzie niezwykle trudno jest o korzystny rezultat, ale zapewniam, że i w tym przypadku się nie poddamy, a także do samego końca będziemy walczyły o komplet punktów.
A jakie nastroje panują w zespole przed tą środową konfrontacją? Nie da się ukryć, że Spartak to już absolutna czołówka europejska.
- Zgadza się, wystarczy przypomnieć sobie poprzedni sezon, kiedy to Rosjanki dotarły aż do Final Four Euroligi, co najlepiej świadczy o reprezentowanej przez nie klasie. A to nie był jedyny taki sukces Spartaka w ostatnich latach. Zresztą ten zespół akurat za każdym razem walczy o najwyższe cele i to na każdym szczeblu. W tym roku zapewne również będzie jednym z silniejszych zespołów i co do tego nie mam wątpliwości. Póki co jednak mamy początkową fazę sezonu, w której wiele może się wydarzyć. Spartak pewnie też nie jest jeszcze tak do końca zgranym kolektywem, więc będziemy się starały wyłapać jego słabe punkty. Wiadomo, że w jakimś stopniu utrudnieniem będzie fakt, że gramy na parkiecie przeciwnika, ale mimo to podejmiemy rękawice. Trzeba być dobrej myśli, bo zanim rozpocznie się spotkanie, każda ze stron ma równe szanse na końcowy triumf, a wywiezienie z Moskwy dwóch punktów to byłby nie lada wyczyn.
Ale jeśli myślicie o awansie do Final Eight to po prostu musicie przynajmniej stawić czoła potentatom.
- Dokładnie. Spartak jest silną drużyną, ale myślę, że Wisła również jest odbierana w Europie, jako jeden z mocniejszych zespołów, więc mam nadzieję, że podejmiemy walkę i do samego końca zachowany szanse na wygraną. Czy tak się stanie, to zobaczymy w środę wieczorem.
Ewentualne zwycięstwo z pewnością byłoby wielkim wyczynem.
- Na pewno tak i biorąc pod uwagę to, że nie mamy wiele do stracenia nie wykluczam takiego scenariusza. Zawsze fajnie jest wygrać w wyjazdowym spotkaniu, aczkolwiek musimy pamiętać, że tym razem nie jesteśmy faworytkami i jedyne czym możemy zyskać to ciężką pracą przez pełne czterdzieści minut. Mam nadzieję, że to założenie uda się zrealizować, a jeśli po końcowej syrenie wynik będzie dla nas korzystny, to wszystkie z całą pewnością będziemy bardzo szczęśliwe.
Można zatem powiedzieć, że Wisła ma w Europie wyrobioną markę?
- Z całą pewnością tak. Dwa lata temu dziewczyny awansowały do elitarnego Final Four, w zeszłym roku znalazły się w najlepszej ósemce, co jest bez wątpienia sporym osiągnięciem. Mam jednak nadzieję, że to nie koniec sukcesów z naszej strony i w obecnym sezonie również przynajmniej nawiążemy do poprzednich lat.