Mateusz Zborowski: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z koszykówką?
Marcin Salamonik: Moja przygoda z koszykówką rozpoczęła się już w szkole podstawowej, gdzie znajomy rodziców, były trener Górnika Henryk Zając zaproponował właśnie tę dyscyplinę sportu. Poszedłem na jeden, drugi trening i mi się spodobało. W liceum już zespół juniorów Górnika Wałbrzych i tak już poszło.
Mecz, do którego wracasz pamięcią?
- Zdecydowanie piąty mecz ze Sportino w Wałbrzychu decydujący o awansie do Ekstraklasy. Ze stanu 0:2 doprowadziliśmy do 3:2 dla nas. Ponad 2 tysiące ludzi na meczu, ogłuszający doping, takich spotkań się nie zapomina.
Koszykarski idol?
- Nie będę chyba oryginalny jak powiem, że Michael Jordan, który był wówczas prawdziwym fenomenem.
Ulubiona forma spędzania wolnego czasu?
- Pójście z żoną do kina, obejrzenie dobrego filmu oraz gra na konsoli Xbox.
Ideał kobiety?
- Oczywiście moja żona.
Gdybyś nie został koszykarzem to?
- Pewnie poszedłbym śladem rodziców i grałbym w siatkówkę.
Twoja mocna strona?
- Wszechstronność, gra pod koszem i na obwodzie.
Twoja słabość?
- Jest kilka słabości, nikt nie jest idealny, ale staram się nad nimi pracować.
Ulubiony napój?
- Red Bull i czasem po meczu piwo z sokiem.
Trener, którego najlepiej wspominasz?
- Ciężko będzie wymienić tego jednego, gdyż miałem na swojej drodze wielu znakomitych fachowców i jeszcze mógłbym kogoś pominąć.
Czego byś nigdy w życiu nie zrobił?
- Jest na pewno kilka takich rzeczy, których bym nie zrobił więc nie będę się tutaj doszukiwał tej jednej.
Największe marzenie?
- Tak szczerze to się nad tym nie zastanawiałem, ale na pewno chciałbym spróbować swoich sił w Ekstraklasie i to nie w zespole, który będzie walczył o utrzymanie tylko takim, który ma ambicję aby walczyć z najsilniejszymi rywalami.
3 rzeczy, które zabierzesz na bezludną wyspę?
- Komputer, dobra książka, a nad trzecią bym się zastanowił...
Życiowe motto?
- Iść do przodu i realizować marzenia!
Idealny kandydat na trenera kadry?
- Nie będę się wypowiadał na ten temat, ale uważam, że powinien być to Polak.