Monika Sibora jest ekspresyjną i wesołą kobietą. Sympatyczną i bezpruderyjną. W swojej karierze koszykarskiej, która trwa już ponad 20 lat reprezentowała barwy różnych klubów. Jednak w sercu pozostała poznanianką. Od lat kibicuje Lechowi. Jest sercem z tą drużyną i śledzi wszystkie występy tej drużyny. Ma także wielu przyjaciół w całej Polsce. Wszędzie jest mile widziana i dobrze wspominana. Z pewnością nie jest jednak pokorną i nieśmiałą dziewczyną. Potrafi stawiać na swoim, jest uparta, a jak trzeba to potrafi "furknąć" nawet na sędziów.
Rola kapitana drużyny wymaga od niej nie tylko dojrzałości, ale także umiejętności takiego poprowadzenia koleżanek, które da zwycięstwo w meczach. Na swoim blogu napisała: - Nie ukrywam chciałabym mieć znowu lat dwadzieścia kilka i mieć te doświadczenia życiowe co mam teraz, ale to byłoby zbyt proste, tak się niestety nie da! Więc staram się dzielić swoimi "mądrościami" z młodszymi koleżankami z zespołu i wbijać im coś ciekawego do główek, ale... jak wiadomo One wiedzą lepiej!!! Jednak staram się niezmordowanie. Oto, co powiedziała w rozmowie z redaktorem SportoweFakty.pl.
Tomasz Wiliński: Które z drużyn znajdą się w ósemce na koniec sezonu, a które mają najwięcej szans na strefę medalową?
Monika Sibora: Powoli szkielet pierwszej ósemki i zespołów poza nią się stworzył. Wydaje mi się, że już nic się w tej kwestii nie zmieni. Jeżeli chodzi o strefę medalową, to wydaje się, że w walce o złoto spotkają się po raz pierwszy w historii Polkowice z Wisłą, a walka będzie bardzo zacięta. O brąz będą walczyć Gorzów z Toruniem, i tylko meczowa dyspozycja poszczególnych zawodniczek zadecyduje o zwycięstwie. Bowiem oba zespoły dysponują bardzo podobnym potencjałem.
Monika Sibora, zdj. Studio Da Vinci Bydgoszcz
Jaki w twoim odczuciu będzie klucz powołań do kadry narodowej na Eurobasket Women 2011?
- Wydaje się, że klucz zawsze powinien być taki sam... czyli najlepsze polskie zawodniczki sezonu 2010/2011 zostaną powołane przez trenera Maciejewskiego i Konieckiego.
Czy rozmawiałaś już na ten temat z trenerem? Masz szansę znalezienia się w reprezentacji?
- Nie sądzę.
Interesują cię wybory w PZKosz? Uważasz, że należy coś zmienić w strukturach związku?
- Byłam tylko ciekawa, który z kandydatów wygra wybory. Nie interesowałam się, szczegółami i nie wiem jak wyglądają struktury w związku, więc ciężko mi się na ten temat wypowiedzieć.
Kogo wsparłabyś jako kandydata na stanowisko prezesa PZKosz?
- Jak już mówiłam musiałabym się zorientować w prezentowanych programach i propozycjach kandydatów. Jak już wiadomo, wybrany został pan Bachański, i wiem, że wielu ludzi pokłada w nim ogromne nadzieje. Ja liczę, że koszykówka w Polsce znów stanie się tak popularna jak w latach 80. i 90.
Jaka jest twoim zdaniem najbardziej wartościowa piątka polskich koszykarek? Oczywiście na chwilę obecną.
- No cóż, ciężko wybrać te najlepsze z najlepszych... ale pokuszę się: Kobryn, Walich, Szott, Krawiec, Bednarek.
Co sądzisz o poszukiwaniu za granicami Polski rozgrywającej do naszej reprezentacji? Naturalizowanie Amerykanki to dobry, czy zły pomysł w dłuższej perspektywie?
- Trudno powiedzieć... Idealny przykład mamy w męskiej koszykówce, kiedy Logan został naturalizowany, a teraz delikatnie mówiąc olewa naszą kadrę. To taki wielki skrót myślowy, ale idealnie obrazujący sytuację. Uważam, że mamy dobre rozgrywające w naszym kraju, dla których reprezentowanie narodowych barw jest wyróżnieniem. Jednak zdaję sobie sprawę, że naturalizacja sportowców to coraz powszechniejszy proceder i bardzo łatwy sposób na szybki sukces. Jednak nie widzę na polskich parkietach rozgrywającej z zza granicy, która by była świetnym materiałem na Polską rozgrywającą. Ponieważ te najlepsze już reprezentują swoje kraje - jak Bortelowa, czy Richards, a raczej nienaturalne byłoby ściągać gracza do reprezentacji kraju, w którym nigdy nie grał, i co gorsza, nawet nie wie gdzie się znajduje. Jest to nie w porządku w stosunku do Polek.
W jaki sposób odreagowujesz złość?
- Rzadko kiedy się złoszczę... raczej zamykam się w sobie i milczę. Wtedy wychodzę na spacer z psem i dużo myślę. Jeżeli coś mnie bardzo wkurza i denerwuje, wtedy bardzo pomaga mi mój mąż, na którego chłodnej ocenie mogę zawsze polegać. Chyba, że złoszczę się na niego... wtedy różnie bywa... ale takich sytuacji jest bardzo niewiele.
Czy zarobki polskich koszykarek są twoim zdaniem adekwatne do ich umiejętności? Co zmieniłabyś w tym zakresie?
- Uważam, że każda zawodniczka ma prawo zarabiać tyle ile chce. To jest demokracja. Nie mnie jest oceniać zależności między umiejętnościami, a wynagrodzeniem zawodniczek. Klub wie kogo zatrudnia, zgadza się na kwotę, i powinien się z tego sumiennie wywiązać.
W jaki sposób poprawić system szkolenia młodych adeptek koszykówki?
- Problem jest bardzo złożony i nie wystarczy kilka zdań na rozwinięcie. Podstawowy problem to zainteresowanie koszykówką... jest minimalne, szczególnie żeńską. Żadne ulepszanie systemu nie ma sensu, jeżeli młodzież nie chce uprawiać danego sportu. A tu kłaniają się media.
Interesujesz się tenisem ziemnym. Czy sama także grywasz? Czy jedynie skupiasz się na kibicowaniu Radwańskim i Kubotowi?
- Interesuję się różnymi sportami, w tym także tenisem. Jestem skazana na sport w domu, gdyż mąż bardzo interesuje się wieloma dyscyplinami. Jednak o transmisje z kortów muszę z nim walczyć, bo nie jest tak wielkim miłośnikiem tenisa jak ja. Za to dobrze gra w tenisa w przeciwieństwie do mnie. Posiadam rakietę, ale muszę przyznać, że nie grałam kilka lat. Oczywiście kibicuję naszym polskim tenisistom, ale moimi idolami są Federer i Clijstres.
Co doprowadza cię do szewskiej pasji?
- Jak już mówiłam, rzadko się denerwuję... wyrosłam z tego. Jednak są rzeczy, które będą mnie doprowadzać do szewskiej pasji zawsze i wszędzie. To jest chamstwo, nieuzasadniona złośliwość i hipokryzja. Nie cierpię takich zachowań, szczególnie wtedy, kiedy człowiek jest wobec nich bezradny.
Jaka panuje atmosfera w Artego Bydgoszcz? Jaki to klub?
- Atmosfera w klubie jest świetna. Dobór zawodniczek na sezon 2010/11 był tak wyśmienity, że najchętniej wszystkie zostałybyśmy tu na przyszły sezon. Ale wiadomo, że życie pisze swoje scenariusze... Na pewno pozostanie mi po tym sezonie kilka przyjaźni, podobnie jak po poprzednim. Najważniejsze to stworzyć w zespole taką atmosferę, żeby z przyjemnością chciało się przychodzić na treningi, i oglądać dzień w dzień te same twarze, nawet jeżeli człowiek fizycznie ma już dość. Klub i trenerzy dobrali twarze, a my dorobiłyśmy do tego świetną atmosferę. Ważne też, aby istniało zaufanie na linii trener - zawodniczki, a to zależy w większości od trenera. W ARTEGO trener Adam Ziemiński zrobił kawał dobrej i solidnej roboty, przekonując do swojej filozofii każdą z nas. Jego wieloletnie doświadczenie, warsztat i odpowiednie podejście do "bab", spowodowało, że trenujemy z przyjemnością i dobrze gramy. Poza tym cała otoczka klubu jest rewelacyjna i nie ma w tym ani trochę wazeliny. Przeżyłam już kilka klubów w swojej karierze i na postawie mojego kilkunastoletniego doświadczenia mogę powiedzieć, że to co zostało zbudowane w Bydgoszczy ma solidne fundamenty, a koszykówka żeńska będzie w tym mieście bardzo długo. Mądrzy ludzie, z wizją, świetnie ze sobą współpracujący!
Czym można zajmować się w Bydgoszczy, gdy nie gra się w koszykówkę? A czym zajmuje się Monika Sibora?
- No cóż, Bydgoszcz nie różni się wielce od innych miast w Polsce. Jest opera - do której mam zamiar pójść; kina, w których regularnie bywam (polecam "Jak zostać królem" - rewelacyjny film), są sklepy, puby i dyskoteki. Są też zespoły Delekty i Centrostalu - którym z solidarności reprezentowania Bydgoszczy, kibicuję. Mam nadzieję, na załapanie się jeszcze na niejeden mecz żużla. Ogólnie nie można się tutaj nudzić.
O czym marzysz? Czy te marzenia mają szansę na realizację?
- Moje marzenia są bardzo przyziemne, i oczywiście, że mają szansę na realizację. Priorytetem jest dla mnie zostać mamą, a także spełnić się w swoim przyszłym życiu zawodowym. Marzy mi się, aby to co będę robić w przyszłości, było tak wielką pasją, jak dotychczas koszykówka. A co będę robić? Zobaczymy...
Masz czasami ochotę rzucić to wszystko i zacząć od nowa?
- Nigdy w życiu!
Co chciałabyś zmienić w swojej karierze koszykarskiej? Czego najbardziej żałujesz, a z czego jesteś dumna?
- Patrząc na swoją karierę z perspektywy 20 lat, zmieniłabym tylko jedną rzecz. Uważam, że popełniłam jeden błąd - podpisując w wieku 21 lat 5-letni kontrakt z zespołem z pierwszej ligi. Mi bardzo zależało na awansie do ekstraklasy, innym dziewczynom nie. Waliłam głową w mur. Na trzy lata, kiedy grałyśmy w I lidze, zatrzymałam się w rozwoju, a to były najważniejsze lata w moim życiu koszykarskim. Potem po wykupieniu dzikiej karty i grze w ekstraklasie zaczęłam się dalej rozwijać. To bym chciała zmienić. Natomiast, czego żałuję? Chyba tego, że nigdy nie miałam na tyle odwagi, aby grać za granicą. Na przykład w Hiszpanii – i nauczyć się perfekcyjnie języka. Z nauką języków mam problem, więc taki wyjazd na pewno by mi pomógł. Dumna jestem z tego, że jestem postrzegana jako solidny i wartościowy zawodnik polskiej ligi... i lubiany! Zapracowałam sobie na te oceny przez 20 lat na polskich parkietach.
Monika Sibora, zdj. Studio Da Vinci Bydgoszcz
Czy jako kapitan masz jakieś dodatkowe obowiązki w drużynie poza tym, że nosisz opaskę na ramieniu?
- Jako kapitan reprezentuję zespół, w każdej sytuacji. Początkowo jest to ciężkie, jeżeli jesteś w nowym teamie, nowym otoczeniu, zaczynasz współpracę z nowymi ludźmi. Ale potem, z biegiem czasu poznajesz reguły, ludzi i działasz. Nie ukrywam, że uwielbiam reprezentować mój zespół, szczególnie jeśli dziewczyny i działacze darzą cię takim zaufaniem jak tutaj. Funkcja kapitana to też obowiązki, które spadają na głowę w momencie problemów w klubie, czy na parkiecie. Na szczęście w Bydgoszczy moja rola jest tylko reprezentacyjna.