Przegrana z Polpharmą Starogard Gdański jeszcze przed Świętami Bożego Narodzenia nie wprowadziła żadnej nerwowości w szeregach Zastalu Zielona Góra. Wszak trener Tomasz Herkt i tak miał powody do radości - dzięki niesamowitemu rozpoczęciu sezonu beniaminek zakończył stary rok z dodatnim bilansem 6-5. Dwie kolejne porażki, już w styczniu, przekreśliły jednak dotychczasowe, pozytywne wrażenie i teraz nikt w lidze nie czuje już respektu przed zespołem z Zielonej Góry.
- To wszystko przez brak centymetrów pod koszem. Cierpieliśmy na ich deficyt, gdyż praktycznie przez całą rundę graliśmy jednym centrem - tłumaczył wówczas szkoleniowiec Zastalu, mając na myśli Chris Burgessa. Amerykanin, choć od początku sezonu prezentował się znakomicie notując w każdym meczu 15,8 punktu i 10,3 zbiórki, to jednak pod koniec roku coraz częściej odczuwał zmęczenie spowodowane ilością rozegranych minut. A wszystko nieobecność zmiennika Tomasza Kęsickiego, który doznał kontuzji po zaledwie trzech meczach.
Teraz jednak polski środkowy wraca na parkiety polskiej ekstraklasy, a na dodatek klub wzmocnił się kolejnym graczem pod kosz - młodszym bratem Chrisa, Davidem Burgessem. - Jestem w Zielonej Górze już ponad miesiąc i nie mogę doczekać się gry. Trenowałem z zespołem od dłuższego czasu, oczywiście trochę zajęło zanim się poznaliśmy na boisku, ale czuje się już częścią tego zespołu - zapowiada nowy nabytek beniaminka TBL. Do drużyny trenera Herkta dołączyli ostatnio również James Maye i Adam Chodkiewicz. Ten pierwszy zastąpił zwolnionego Trentona Marshalla, który nie spełniał pokładanych w nim nadziei podstawowego strzelca, zaś Polak będzie koszykarzem zadaniowym. Wszyscy mają natomiast sprawić, że Zastal ponownie będzie wygrywał.
Przed otwarciem okienka transferowego do żadnych większych roszad nie doszło z kolei w Sopocie. Trener Karlis Muiznieks nadal liczy, że jego drużyna jest skonstruowana solidnie i może grać skutecznie bez żadnych wzmocnień, wspominając przy tym bardzo udany grudzień. - Nie planujemy żadnych kolejnych transakcji. Od pewnego czasu trenuje z nami tylko Paweł Malesza i na razie jest naszym jedynym nowym zawodnikiem. Grając z wieloma kontuzjami, w grudniu wygraliśmy przecież wszystkie mecze, więc nie ma powodów do paniki - mówi opiekun Trefla, choć przecież już w styczniu jego zespół przegrał dwa z trzech starć.
Największą bolączką sopocian jest słaba gra Lorinzy Harringtona i Gustasa Giedriusa, czyli dwóch koszykarzy, od których zaczyna się każda ofensywna akcja Trefla. O ile jednak Amerykanin od początku rozgrywek spisuje się jednak po prostu przeciętnie (7,7 punktu i 2,7 asysty), to słaba postawa Litwina w nowym roku jest największym ujemnym zaskoczeniem w Treflu. W trzech ostatnich meczach Gustas zdobywał bowiem tylko 7 punktów i 2 zbiórki, podczas gdy we wcześniejszych 11 grach notował ponad 12 oczek i miał 2,5 asysty.
O ile zatem trener Muiznieks może być pewny o formę Filipa Dylewicza (poprzednio 22 punkty przeciwko Polpharmie) czy Marcina Stefańskiego (25 oczek przeciwko Kotwicy), to jednak sen z powiek z pewnością spędza mu postawa duetu jego rozgrywających. A przecież ich dyspozycja może okazać się tak samo ważna dla losów meczu z Zastalem jak to, w jaki sposób Dragan Ceranić i Slobodan Ljubotina poradzą sobie z braćmi Burgess. Mózgiem zielonogórzan i przedłużeniem myśli szkoleniowej na parkiecie trener Herkta jest bowiem Walter Hodge. I gdy on gra skutecznie w ataku (średnio 16,2 punktu i 4,4 asysty), skutecznie gra cały zespół.
- Jesteśmy dobrze przygotowani do tego meczu. Ciężko pracowaliśmy w ostatnim okresie, kiedy trenerzy zaaplikowali nam trochę większy wysiłek. Do Sopotu wyjeżdżamy zatem z nadziejami na zwycięstwo - tłumaczy Maciej Raczyński. Łotewski szkoleniowiec Trefla zapowiada natomiast - Styczeń się skończył, czas zatem skończyć fatalną serię i rozpocząć nową passę wygranych.
Spotkanie pomiędzy Treflem Sopot a Zastalem Zielona Góra rozpocznie się w środę 2 lutego o godzinie 19. Transmisję z meczu przeprowadzi także TV PLK.