Wszyscy będą walczyć do upadłego - rozmowa z Tadeuszem Aleksandrowiczem, trenerem Spójni Stargard Szczeciński

Tadeusz Aleksandrowicz, trener Spójni Stargard Szczeciński w rozmowie z portalem Sportowefakty.pl ujawnił, że nie obawiał się wyzwania jakim było przejęcie zespołu, który po siedmiu kolejkach na swoim koncie miał zaledwie jedno zwycięstwo. - Za długo pracuję, żebym zastanawiał się nad konsekwencjami. Nie myślę nigdy, co będzie później, tylko na bieżąco rozwiązuję problemy szkoleniowe - stwierdził doświadczony coach.

Patryk Neumann: Panie trenerze, nie mogę nie zacząć naszej rozmowy od kolejnego transferu. Po kilku tygodniach testów zdecydowaliście się podpisać kontrakt z Tomaszem Stępniem. Jak pan ocenia tego zawodnika?

Tadeusz Aleksandrowicz: Tak, sprowadziliśmy Stępnia i chyba jest to dobry ruch? Oceniam go pozytywnie, bo nie ściągałbym zawodnika, gdybym go oceniał źle. Myślę, że wykazywał się w II lidze, był jednym z liderów w swojej drużynie. Nam jest potrzebny jeszcze ktoś, kto potrafi rzucić z daleka, spenetrować i odrzucić piłkę, także myślę, że na pozycję dwójki lub trójki Stępień to dobre uzupełnienie zespołu.

Jaką rolę widzi pan dla tego zawodnika? Pierwsza piątka, czy solidny rezerwowy?

- U nas nie ma takich podziałów. Kto jest aktualnie w formie, ten wychodzi na parkiet. Robimy też dużo zmian. Koszykarz, który chwilę się zagapi, czy traci koncentrację, musi ją zdobywać na ławce. Dlatego właśnie potrzebujemy szerokiego składu, żeby była wymienność, żeby nie liczyć ciągle na tych samych zawodników. Na przykład w ostatnim sparingu, gdy Kulikowski nie miał swojego dnia, zastąpił go Soczewski. Tak samo, jeśli Bodych szybko złapał przewinienia, to znaleźliśmy inny sposób, żeby wygrać. Włączył się Tomek Stępień, Adam Parzych i mimo, że graliśmy na jednego wysokiego to odrabialiśmy straty. W koszykówce jest wiele możliwości. Im szerszy skład tym lepiej.

Spójnia się wzmacnia, ale i rywale też nie próżnują. Tegoroczne okno transferowe dostarcza wielu emocji.

- Zdecydowanie jest dużo roszad. Przed nami ciekawa druga runda. Będzie bardzo ciężka i muszę przyznać, że się jej obawiamy. Rozmawiam z zawodnikami, żeby byli gotowi do ciężkiej pracy przez trzy miesiące, bo na prawdę ta liga nie jest łatwa. Te rozgrywki są bardzo wyrównane. My nie mamy super gwiazd, super centra, żeby nam sam wygrywał mecze. Musimy grać bardzo zespołowo i dużo kombinować, żeby osiągnąć dobry wynik. Nie będzie to łatwe, bo wszyscy będą walczyć do upadłego.

W tym sezonie pomiędzy rundami jest długa, prawie miesięczna przerwa. To dobra sytuacja dla Spójni?

- Dobrze spożytkowaliśmy ten czas. Myślę, że odbudowaliśmy trochę fizykę w sensie ogólnym, lekkoatletycznym. Teraz wróciliśmy do koszykówki i będziemy już szlifować formę non stop.

W tym czasie tak, jak pan wspominał rozegraliście dwa sparingi z AZS Radex Szczecin. Odnieśliście w nich dwa zwycięstwa. Co oprócz zwycięstw dały panu te mecze?

- Przede wszystkim granie. Już w pierwszym sparingu został sprawdzony Stępień i dlatego zdecydowaliśmy się podpisać z nim umowę. Jak się na sali pracuje za długo lekkoatletycznie to później potrzeba więcej czasu, by wejść w odpowiedni rytm. Trzeba to przerywać graniem w koszykówkę nawet, gdy cele treningów są inne. Sprawność jest, bowiem ważna, ale przede wszystkim trzeba umieć grać w basket.

Wróćmy jeszcze na moment do pierwszej rundy. Z bilansem siedmiu zwycięstw i ośmiu porażek Spójnia zajęła dziewiąte miejsce w tabeli. Jest pan zadowolony z tego rezultatu?

- Zawsze można powiedzieć, że mogło być lepiej. Prowadziliśmy w Siedlcach i Łodzi, a jednak przegraliśmy. Przegraliśmy te dwa mecze z ośmiu, bo od mojego przyjścia zaczynam liczyć bilans zespołu i myślę, że podobnie będzie w drugiej rundzie. Coś wygramy, coś przegramy, ale oczywiście będziemy się starać jak najwięcej wygrywać, żeby pokazać, że to nie było tylko chwilowe sprężenie się w związku z przyjściem nowego trenera, tylko żeby to już przełożyło się na nasz styl i codzienne granie.

Przyszedł pan do Spójni w połowie rundy. Na pewno znał pan sytuację zespołu. Były obawy, że tym razem może się nie udać?

- Nie myślałem tymi kategoriami, tylko myślałem, że jeśli zrobię wszystko po swojemu, a się nie uda to nie będę miał do siebie żalu. Natomiast jeśli były możliwości, że to, co chciałem wpoić zawodnikom, da się szybko zrobić, to spodziewałem się, że będzie poprawa. Myślę, że oni po prostu grali gorzej niż umieli. Gdzieś wpadli w dołek psychiczny, było również trochę niepewności i zwątpienia. Każda zmiana sprawia, że zespół odżywa. Są wprowadzane nowe zagrywki, inny sposób myślenia i to procentuje. Ja za długo pracuję, żebym zastanawiał się nad konsekwencjami. Nie myślę nigdy, co będzie później, tylko na bieżąco rozwiązuję problemy szkoleniowe.

W meczu z AZS-em Radex Szczecin do gry po kontuzji powrócił Sławomir Buczyniak. Jak pan go ocenia?

- Zagrał nierówno. Miał bardzo dobre momenty, szczególnie kiedy dobrze się ustawiał, natomiast z prowadzeniem gry momentami było trochę chaosu. Dwie, trzy decyzje zupełnie nieprzemyślane, jak na jedynkę, ale po takiej przerwie to się mogło zdarzyć.

Pana zespół miał aż trzech przedstawicieli w meczu gwiazd. To dobre osiągnięcie?

- Nie, to nie jest dobre osiągnięcie. Jeśli na szesnaście zespołów Spójnia zajmująca dziewiątą pozycję w tabeli musi dawać trzech zawodników. To znaczy, że inni się migali. Nie chcieli dawać za dużo graczy, bo to przeszkadza. Przez kilka dni oni praktycznie nic nie robią. Zagrali tam kilkanaście minut, a dla zespołu to wielka strata, że nie sprawdzili się w sparingu. Oczywiście zyskali na tym młodzi, którzy dostali więcej minut, ale wolałbym, żeby rytm meczowy łapali podstawowi zawodnicy. Tysiąc kilometrów podróżowania pięć dni przed ligą to nie jest wymarzona sytuacja.

Komentarze (0)