- Gorzej już być nie może - stwierdził po przegranym spotkaniu z Dallas Mavericks Dwight Howard. Zaliczył świetne double - double, na które złożyło się 26 punktów i 23 zbiórki. Niestety dla niego na niewiele się to zdało, ponieważ to ekipa z Teksasu odniosła zwycięstwo.
Gospodarze w niczym nie przypominali zespołu, który ma mistrzowskie aspiracje. Przede wszystkim widoczny był brak woli walki (poza Howardem). Efektem oddanie inicjatywy, przełożyło się to na dwunastopunktowe prowadzenie Mavericks w pierwszej kwarcie. Podobną przewagę podopieczni Ricka Carlisle uzyskali w ostatniej odsłonie.
Orlando przebudziło się dopiero wtedy. Zmniejszało straty rzutami Jasona Richardsona. Po jednym z nich przewaga Dallas stopniała do zaledwie dwóch oczek. Kibice liczyli, że ich pupile pójdą za ciosem. Te jednak niczym wytrawny bokser wyprowadzili goście, którzy trafili cztery osobiste i przypieczętowali swój sukces.
20 punktów dla zwycięzców zdobył Caron Butler.
Orlando Magic - Dallas Mavericks 99:105 (21:27, 24:22, 27:27, 27:29)
(Howard 26 (23zb), Redick 21, Nelson 19 (6as) - Butler 20, Nowitzki 17 (8zb, 5as), Chandler 16)
Przez trzy kwarty w Time Warner Cable Arena pachniało sensacją, ponieważ Bobcats jak równy z równym mierzyli się z Grzmotem. Ten uderzył dopiero w ostatniej części gry. Znacznie pomogli im w tym zawodnicy z Charlotte, którzy spudłowali jedenaście rzutów z rzędu i popełnili pięć strat. Efekt? Run 25:3, który ustalił losy meczu.
Pierwsze punkty z gry zdobyli dopiero na niespełna trzy minuty przed końcem meczu. Zamiast radości, wywołało to sarkastyczne śmiechy w hali.
- Cały czas robimy te same błędy. Mamy piłkę i ją tracimy. Podejmujemy złe decyzje rzutowe i to się na nas później mści - nie krył swojego rozczarowania trener Larry Brown.
Katem Bobcats był Kevin Durant, który zaaplikował gospodarzom 32 punkty. Po drugiej stronie wyróżnił się Stephen Jackson (20pkt).
Charlotte Bobcats - Oklahoma City Thunder 81:99 (23:21, 17:24, 29:23, 31:12)
(Jackson 20, Diaw 13 (8as, 7zb), Brown 11 (6zb) - Durant 32 (7zb), Westbrook 15, Harden 13)
Myślami przy świątecznym pojedynku z Miami Heat najwyraźniej byli Los Angeles Lakers. Rozkojarzenie i słabszą dyspozycję rzutową bezwzględnie wykorzystali Milwaukee Bucks, którzy upokorzyli zespół z Miasta Aniołów na ich własnym parkiecie.
- Powiedziałem im, że nie wydaje mi się, iż mogą zagrać gorzej. W drugiej połowie pozwoliliśmy im odskoczyć i dostaliśmy za swoje - stwierdził Phil Jackson. Jego zespół nie mógł poradzić sobie z atakami gości. Earl Boykins i spółka w ostatniej kwarcie przetrzymali napór Lakers i zdecydowanie zaatakowali.
Prym wiódł właśnie filigranowy Boykins, który uzbierał 22 punkty. W sukurs przyszedł mu John Salmons zdobywca 20 oczek. Kozły systematycznie zwiększały swoją przewagę, która na półtorej minuty przed ostatnią syreną po wolnych Ersana Ilyasovy wynosiła 21 punktów (98:77).
Zespół z Kalifornii był sfrustrowany dominacją rywali. Udzieliła się ona przede wszystkim liderowi drużyny Kobe Bryantowi, który na niewiele ponad dwie minuty przed końcem opuścił parkiet po otrzymaniu dwóch przewinień technicznych za dyskusje z sędziami na temat popełnionego faulu w ataku. Bryant zakończył zawody z dorobkiem 21 oczek.
Los Angeles Lakers - Milwaukee Bucks 79:98 (22:25, 24:25, 20:22, 13:26)
(Bryant 21, Gasol 15 (11zb), Odom 12 (10zb, 6as) - Boykins 22, Salmons 20 (6as), Ilyasova 17 (11zb))
Pozostałe mecze:
Chicago Bulls - Philadelphia 76ers 121:76 (33:19, 28:24, 31:11, 29:22)
(Deng 22, Rose 22 (12as, 5zb), Boozer 16 (11zb) - Iguodala 17, Young 12 (7zb), Meeks 9, Holiday 9)
Memphis Grizzlies - New Jersey Nets 94:101 (18:26, 25:19, 24:28, 27:28)
(Gasol 19, Mayo 17, Conley 13 (8as) - Lopez 26 (6zb), Vujacić 16, Humphries 12 (15zb), Harris 12 (5as))
Sacramento Kings - Golden State Warriors 109:117 OT (18:26, 30:23, 36:21, 18:32, d. 7:15)
(Udrih 34 (7zb), Landry 22 (10zb), Evans 15 (10zb, 7as) - Ellis 36 (7as), Williams 24 (7zb), Wright 17 (6zb, 6as))