D.J. Thompson: Byłem pewien, że się uda

Koszykarze Anwilu Włocławek rozczarowali w minionej kolejce. Nie dość, że przegrali z drużyną mającą najsłabszy bilans w lidze, Polpharmą Starogard Gdański, to jeszcze pozwolili rywalom zdominować się na parkiecie w decydujących momentach spotkania. Jednym z nielicznych jasnych punktów włocławian okazał się być D.J. Thompson, który miał 19 oczek, 10 zbiórek i sześć asyst.

Pierwsze akcje zwiastowały sukces Anwilu. Wynik rzutem za trzy punkty otworzył D.J. Thompson, dla którego spotkanie z Polpharmą Starogard Gdański miało być już kolejnym testem po przyjściu do wicemistrza Polski Chrisa Thomasa. Ten drugi Amerykanin nie zostałby przecież zatrudniony przez klub, gdyby nie chimeryczna postawa Thompsona w pierwszych meczach sezonu. - Ja tego tak nie traktowałem. Dla mnie to okazja do zdrowej rywalizacji o minuty. Dzięki temu drużyna będzie miała więcej korzyści - ucina rozmowę na ten temat zawodnik.

Początek sobotniego rozpoczął się dobrze dla mierzącego ledwie 173 cm wzrostu koszykarza, który nie tylko starał się kreować grę pozycyjną, ale przede wszystkim bardzo skutecznie walczył na tablicach i dzięki dobrej defensywie całego zespołu, napędzał kontrataki, dzięki którym Anwil zdobywał punkty seriami i po pierwszej kwarcie prowadził 24:15. Wówczas trener Igor Griszczuk zdecydował się zmienić swojego podstawowego rozgrywającego. Na placu gry pojawił się Thomas i... gospodarze zupełnie przestali grać. Choć trudno w to uwierzyć, do przerwy włocławianie przegrywali 34:44.

- To, że w drugiej kwarcie zupełnie straciliśmy panowanie na przebiegiem meczu to wina tylko i wyłącznie tego, że my, jako zespół, cały czas się jeszcze poznajemy i uczymy samych siebie. Wiem, że to dziwnie brzmi po pięciu tygodniach ligowej rywalizacji, ale przecież my w obecnym składzie trenujemy niewiele więcej jak miesiąc - tłumaczy przyczyny takiego stanu rzeczy Thompson.

Filigranowy Amerykanin przed trzema laty przywdziewał trykot AZS Koszlin, gdzie słynął ze skutecznej, choć nieco szalonej gry. Wówczas niejednokrotnie przesądzał o losach spotkań dzięki indywidualnym zagraniom i w przerwie sobotniego meczu przeciwko Polpharmie chyba przypomniał sobie o tym fakcie trener Griszczuk. Białorusin z polskim paszportem dał zielone światło Thompsonowi na wszelkie akcje w ataku, które mogły by sprawić, że Anwil wróci do gry i ten po zmianie stron wyraźnie odżył.

Do przerwy bowiem koszykarz miał na swoim koncie tylko trzy oczka, zaś w trzeciej kwarcie raz po raz gubił pilnujących go obrońców na zasłonach i trafiał do kosza. Jak nie z pół dystansu, to po dynamicznych wejściach na kosz. Po jednym takim zagraniu, gdy minął szybkim zwodem dwóch rywal i zdobył punkty wysokim lobem z lewej ręki nad wyciągniętym blokiem kolejnego przeciwnika, publiczność w Hali Mistrzów zerwała się z miejsc. W tej części meczu Thompson rzucił 16 z 33 punktów drużyny, a Anwil prowadził 67:62. Jednakże w ostatniej odsłonie przeciwnicy pilnowali już playmakera bardzo ściśle i ten zakończył sobotnie starcie z dorobkiem 19 oczek. Włocławianie przegrali zaś 82:84.

- Nie mam nic do powiedzenia na temat swojego występu. Byłem pewien, że gdy udało się nam odskoczyć pod koniec trzeciej kwarty, to i uda nam się utrzymać tą przewagę do końca. Niestety rywal pokazał wielki charakter i po meczu mogliśmy tylko do siebie mieć pretensje - mówi zawodnik, dodając po chwili - Mam tylko nadzieję, że ta porażka czegoś nas nauczy i stanie się motywacją przed kolejnymi meczami. Już w najbliższą sobotę Anwil pojedzie do Zielonej Góry na starcie z rewelacyjnie spisującym się beniaminkiem, Zastalem, który po pięciu meczach legitymuje się bilansem 4-1. - Mamy cały tydzień na przygotowanie się do tego pojedynku i w tym czasie musimy trenować tak mocno, jak tylko umiemy, żebyśmy byli dobrze przygotowani - kończy wypowiedź zawodnik.

Źródło artykułu: