- Chciałam, by moja kariera rozwijała się jak najlepiej, a gra w Polsce to dla mnie wielka szansa i jednocześnie świetne doświadczenie - stwierdziła na łamach serwisu koszykowkakobiet.pl Micaela Cocks tuż po przylocie do Polski. Koszykarka z Nowej Zelandii miała być solidnym wzmocnieniem toruńskiego zespołu i wydawało się, że nie zawodzi swoich pracodawców. Ci jednak nie byli zadowoleni do końca z tego, co zawodniczka prezentuje na parkiecie, stąd rozwiązanie kontraktu.
W ekipie Katarzynek, nie licząc meczów sparingowych, Cocks wystąpiła w czterech meczach Ford Germaz Ekstraklasy. Notowała w nich średnio 9,5 punktu 2 zbiórki, 2 przechwyty oraz 1,5 asysty na mecz. Na swoim koncie miała również 3,3 straty, a to wszystko w ciągu 30 minut spędzanych średnio na parkiecie.
Dla Micaeli Cocks (w czarnym) mecz w Lesznie był jej ostatnim występem w ekipie toruńskich Katarzynek
Trudno powiedzieć, co było głównym powodem zwolnienia Cocks, ale wydaje się, że nie spełniła jednego podstawowego warunku. W Toruniu miała prowadzić grę Katarzynek, tymczasem sama zawodniczka miała skłonności do bycia typową "dwójką" na parkiecie, czyli rzucającym obrońcą. Włodarze klubu z Torunia będą poszukiwali nowej koszykarki, która ma być typową rozgrywającą.
- Chcę tylko jak najlepiej wykonywać swoje zadania i spełniać w zespole rolę, w jakiej będzie widział mnie trener - mówiła jeszcze niedawno Cocks. Teraz jednak będzie musiała poszukać nowego pracodawcy, który zechce zatrudnić ją jeszcze w tym sezonie.
Odejście Cocks oraz kontuzja Magdaleny Radwan sprawiają, że na razie trener Elmedin Omanic może mieć problemy z zawodniczkami obwodowymi. Do gry powróciła natomiast Alicia Gladden. Ta jednak będzie potrzebowała trochę czasu, żeby wejść na swój optymalny poziom gry.