Jak trafiamy to wierzymy - komentarze po meczu Znicz Basket - ŁKS

ŁKS-u Łódź był faworytem spotkania ze Zniczem Basket. Goście nie potrafili tego jednak wykorzystać i przegrali w Pruszkowie. Dzięki tej wygranej podopieczni Pawła Czosnowskiego zrehabilitowali się za wysoką porażkę w pierwszej kolejce z Rosą Radom. Szkoleniowiec miejscowych po meczu przedstawił krótką charakterystykę swojego zespołu.

Paweł Czosnowski (trener Znicza Basket): Nasi kibice, przynajmniej w pierwszej rundzie, muszą się przyzwyczaić do horrorów w wykonaniu naszej drużyny. O naszym zwycięstwie zadecydowała trzecia kwarta. W ostatniej części meczu zaprezentowaliśmy się słabo, lecz potrafiliśmy utrzymać jako taką koncentrację i dowieźć wynik do końca. Na rozegraniu został praktycznie sam Marek Szumełda-Krzycki, bo problemy ze zdrowiem nadal ma Paweł Machynia. Nasz młody rozgrywający szybko złapał jednak cztery faule, dlatego musieliśmy go chronić w obronie. Na szczęście został do końca na boisku. Jak trafiamy, drużyna wierzy, jak nie trafiamy zaczyna się załamywać. To było widoczne aż za dobrze podczas meczu w Radomiu. To jest nasza słabość, mamy tego świadomość.

Piotr Zych (trener ŁKS Łódź): Zagraliśmy słabsze zawody, ale nie był to tylko wynik naszej gorszej dyspozycji. Muszę przyznać, że Pruszków zagrał naprawdę dobrze. Trudno było się obronić przed ich trójkami. Oni z dystansu trafiali często z obrońcą, przez ręce. Tego nie dało się zatrzymać. Czy przeszkodziły nam problemy z tablicą świetlną? To nie miało znaczenia. W koszykówce zdarzają się takie rzeczy, a my powinniśmy sobie z tym poradzić. Zwłaszcza, że chcemy coś osiągnąć. Przecież nikt nie robił tego złośliwie.

Daniel Wilkusz (skrzydłowy Znicza Basket): Wyszliśmy niezwykle skoncentrowani na trzecią kwartę, walczyliśmy. To cieszy. Dostałem szansę od trenera i tyle na ile potrafiłem ją wykorzystałem. Wpadały mi trójki, nie da się ukryć. Jako zespół trafiliśmy jednak większość rzutów za trzy punkty, a to rzadko się zdarza. Po tej wygranej myślami jesteśmy już przy meczu z Astorią.

Filip Kenig (skrzydłowy ŁKS Łódź): Obawialiśmy się tego meczu, bo byliśmy świadomi, że Pruszków będzie chciał się zrewanżować za wysoką porażkę w Radomiu. Gospodarze zagrali bardzo agresywnie w obronie, nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Przed przyjazdem do Pruszkowa oglądaliśmy nasz mecz ze Zniczem Basket podczas turnieju w Kutnie. Tam rywale prezentowali się zdecydowanie gorzej, może to nas trochę uśpiło. Myślę, że Znicz Basket jeszcze nie jedną niespodziankę sprawi w tej hali i nie jeden mecz wygra. My przede wszystkim musimy się skupić na wyeliminowaniu naszych błędów. Praktycznie nic nam nie wychodziło, a wszyscy zagrali poniżej swoich możliwości.Walczymy o ekstraklasę, ale mamy świadomość, że liga będzie niezwykle wyrównana. Nie ma zdecydowanych faworytów i jak pokazują poprzednie sezony praktycznie wszystko może się zdarzyć. Zresztą tak naprawdę dopiero na wiosnę okaże się kto, ma jaki potencjał.

Źródło artykułu: