Nadzieja na awans podtrzymana - relacja z meczu Dexia Mons Hainaut - Trefl Sopot

Trefl Sopot był o krok od zwycięstwa nad Dexią Mons Hainaut, ale słaba postawa w decydującej fazie spotkania zadecydowała o końcowym sukcesie belgijskiej drużyny 74:71. Wprawdzie nie jest to najgorszy wynik dla podopiecznych Karlisa Muiznieksa, ale łotewski szkoleniowiec nie ma zbyt wielu powodów do radości.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że sopocianie w dużym stopniu budowali skład właśnie pod kątem swojego pierwszego rywala w sezonie. Trefl skusił się bowiem na liczne grono koszykarzy obwodowych, zupełnie lekceważąc poszukiwania porządnego środkowego. Zakontraktowanie Dragana Ceranicia, który przez miesiąc był w Trójmiejście testowany, wynikało poniekąd z przymusu. Wszak bez centra, kolosa mogącego jednak trochę powalczyć, ciężko o jakikolwiek sukces na arenie międzynarodowej, zwłaszcza zaś na obcym terenie. A przecież pozostaje jeszcze istotna sprawa budżetu, który z gumy nie jest.

Początek to próba sił, znalezienia słabszych stron, ale przede wszystkim zacięty bój. Na parkiecie doszło bowiem do twardej wymiany ciosów. Podopieczni Karlisa Muiznieksa grali skuteczniej, wykorzystywali dobrą formę Adama Waczyńskiego i niebłyszczącego w sparingach, choć tym razem świetnie dysponowanego Giedriusa Gustasa, toteż byli na prowadzeniu. W pewnym momencie sopocianom dał się jednak we znaki znany z występów w Ostrowie Wlkp. Marcus Hatten, zdobywając z ogromną łatwością siedem punktów z rzędu. Był to początek świetnej passy gospodarzy, którzy ze stanu 8:9 doprowadzili do rezultatu..23:10!

Trefl próbował przełamać swoją niedole, odrabiać straty, ale gracze Arika Shiveka byli już w innym świecie, dryfowali po zupełnie innych wodach. Ich sielanka trwała, Dexia kontynuowała to, co zaczęła pod koniec pierwszej odsłony. Szalenie skuteczni obwodowi byli zmorą trójmiejskiego teamu, borykającego się przede wszystkim z brakiem rasowego centra. Wszak wspomniany wcześniej Ceranić bynajmniej nie dawał rady, poziom przerósł jego możliwości, w efekcie szybko usiadł na ławce. Belgowie byli tak rozpędzeni, że po niespełna 15 minutach wygrywali 31:19! Wtedy dość niespodziewanie nadszedł moment zwrotny - do kosza trafił Gustas, który nabrał pewności siebie, pozostali poszli w jego ślady, rozpoczął się wręcz szaleńczy pościg. Brawurowa jazda w ofensywie opłaciła się sopocianom, którzy doprowadzili do wyrównania dwie minuty przed końcem pierwszej połowy. Na tym poprzestać nie zamierzali, po drugim celnym rzucie osobistym Filipa Dylewicza odzyskali prowadzenie, które z ogromnym trudem utrzymali.

Ronald Lewis i Hatten nie chcieli dać jednak za wygraną, próbowali za wszelką cenę odskoczyć polskiej drużynie, ale nie mieli pomysłu na zatrzymanie Waczyńskiego. Wciąż młody, zarazem bardzo utalentowany zawodnik napsuł rywalom sporo krwi, zmęczył ich niebywale, bo kiedy w ataku włączyli się jeszcze Michał Hlebowicki i Dylewicz, odpuścili totalnie. Trefl po raz pierwszy miał okazję wygrywać sporą różnicą punktów, nie wykorzystał tego w pełni, bo w końcówce nad wyraz często porywali się na rzuty zza linii 6,75 m.

Rozstrzygnąć o wszystkim miała więc kwarta czwarta, lecz w niej sopocianie pogubili się totalnie. Tandem Hatten - Lewis miał nieskończone pokłady energii, nadal spisywał się fantastycznie, uaktywnił się też mało widoczny w poprzednich partiach Petter van Passen. Zawodnicy Muiznieksa nie znaleźli na to wytrychu, nie zdołali wyjść z opresji obronną ręką, w ostatnich trzech minutach meczu, czyli w fazie decydującej spotkania, zdobyli zaledwie 3 punkty. Na dalszy plan odeszli zmęczeni liderzy - Waczyński i Gustas, a Kinnard i spółka nie wystarczyli, by wyjść z pierwszej bitwy zwycięsko. Koniec końców Dexia pokonała w pierwszym starciu Trefl 74:71.

Sopocianie zdominował walkę pod tablicami, mieli aż 40 zbiórek, z czego aż 13 w ataku. Na wykorzystanie tego atutu pomysłu jednak nie było.

Hatten i Lewis zdobyli po 18 punktów, ten pierwszy jeszcze dość niespodziewanie zebrał aż 11 piłek, w efekcie zanotował double-double. Tego wyczynu dokonał także Dylewicz, autor 10 oczek i 13 zbiórek. Najlepiej w zespole z Trómiasta zaprezentował się lekko niedoceniany wcześniej Gustas, który zaaplikował przeciwnikowi 17 punktów, lecz na przeciętnej skuteczności. U sopocian niezłym dorobkiem i występem może się jeszcze pochwalić Waczyński, który uzbierał 13 oczek.

Muiznieks nie miał jednak zbyt wielu powodów do radości. Wprawdzie jego podopieczni są w stanie bardzo szybko odrobić straty u siebie, ale martwi postawa zagranicznego zaciągu. Prócz Gustasa nikt nie zaprezentował się choćby dobrze. Jermaine Beal, który przychodził do Polski z solidnego uniwersytetu, właściwie w żadnym meczu nie eksplodował geniuszem, o który go podejrzewano. W spotkaniu z Dexią zdobył tylko 2 punkty. Znacznie więcej oczekuje się także od atletycznego Kinnarda, nie wspominając już o Ceraniciu.

Rewanżowe spotkanie zaplanowano na 5 października.

Dexia Mons Hainaut - Trefl Sopot

74:71

(26:15, 10:22, 19:21, 19:13)

Dexia: Ronald Lewis 18, Marcus Hatten 18, Quincy Taylor 12, Peter van Passen 8, Justin Cage 7, Shan Foster 5, Benjamin McCauley 3, Alexandre Libert 2, Sebastien Bellin 1.

Trefl: Giedrius Gustas 17, Adam Waczyński 13, Filip Dylewicz 10, Michał Hlebowicki 9, Lawrence Kinnard 8, Marcin Stefański 6, Paweł Kikowski 5, Jermaine Beal 2, Dragan Ceranić 1.

Źródło artykułu: