MVP sezonu zasadniczego gra jak z nut także podczas rozgrywek play off. W czwartkową noc Kobe Bryant zapisał na swoim koncie 39 punktów, z czego aż 17 w ostatniej kwarcie. Dzielnie sekundował mu Pau Gasol, który zaprezentował się niezwykle wszechstronnie - 12 punktów, 19 zbiórek, 5 asyst oraz 4 bloki. Przyjezdnym nie pomogło nawet triple-double w wykonaniu Tima Duncana - 19 punktów, 15 zbiórek i 10 asyst. Po raz kolejny porażką można obwinić Manu Ginobiliego, który zagrał grubo poniżej swoich możliwości. Mimo tego dużo lepiej czwartkowy mecz rozpoczęli goście.
Na początku drugiej odsłony po kilku celnych trójkach prowadzenie Spurs urosło do stanu 33:16. Jeszcze na początku kolejnej odsłony Jeziorowcy musieli odrabiać 10-punktowy deficyt, lecz z każdą następną minuta grali coraz lepiej. Run 19:8 z 9 punktami Bryanta pozwolił wyjść na prowadzenie po raz pierwszy od początkowych minut gry. W czwartej kwarcie inicjatywa należała już tylko do miejscowych. Sygnał do ataku dał Luke Walton a po chwili swoje 3 grosze dołożył Farmar i Bryant. Prowadzenie 83:76 nie zniechęciło mistrzów NBA - trójka Barry’ego i wejście pod kosz Tony’ego Parkera pozwoliło jeszcze zminimalizować straty do 2 „oczek”. Tego wieczoru jednak nie było mocnych na Bryanta, który nic nie robił sobie z bliskiej obecności Bruce’a Bowena i spokojnie dobił rywala. Nie mogło być inaczej - Lakers nie przegrali we własnej od hali od 2 miesięcy wygrywając 14 kolejnych meczów w Staples Center.
Lakers mają teraz tydzień odpoczynku przed najważniejszą batalią tego sezonu. To wprost nieprawdopodobne jak zmienił się zespół z Kalifornii na przeciągu całego sezonu. Rozpoczynał jako ligowy średniak a wielu znawców tematu nie stawiało ich nawet wśród 8 drużyn, który miały uzyskać awans do play off. Tymczasem po zakontraktowaniu Gasola, eksplozji talentu Andrewa Bynuma, świetnej postawie Bryanta oraz coraz lepszej grze zawodników rezerwowych Lakers stali się czołową ekipą w lidze. Przypomnijmy, że w sezonie 2003/2004 przegrali oni w finale z Detroit Pistons 1:4. Z kolei w latach 1999-2002 nie mieli sobie równych zdobywając 3 mistrzowskie pierścienie z rzędu.
- Myślę, że jest to niesamowite osiągnięcie, szczególnie na niezwykle trudnym i ciężkim Zachodzie. Wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi i dumni z tego faktu - przyznał Bryant, który powalczy wkrótce o swoje 4 mistrzostwo. - Moje serce wciąż bije a adrenalina jest jeszcze gdzieś na parkiecie. Może kiedy usiądę na chwilę i coś zjem to uświadomię sobie, co się tak naprawdę stało - dodał Lamar Odom, zdobywca 13 punktów i 8 zbiórek. - Czekamy na jedną z tych drużyn z wielkim respektem. Wiemy również, że mamy przed sobą ogromną górę do przeskoczenia jeśli chcemy wygrać ten finał - powiedział Phil Jackson, 9-krotny triumfator ligi NBA.
Los Angeles Lakers - San Antonio Spurs 100:92 (15:28, 27:20, 22:15, 36:29)
Lakers: K. Bryant 39, L. Odom 13, P. Gasol 12 (19 zb), S. Vujacic 9, V. Radmanovic 8, J. Farmar 8, D. Fisher 5, L. Walton 5, R. Turiaf 1.
San Antonio: T. Parker 23, T. Duncan 19 (15 zb, 10 as), M. Finley 13, B. Barry 11, K. Thomas 11, M. Ginobili 9, B. Bowen 4, F. Oberto 2.
Stan rywalizacji: 4:1 dla Los Angeles Lakers