Jacek Seklecki: W ćwierćfinale zmierzycie się z Anwilem, którego już raz w tym sezonie pokonaliście. Polonia Azbud w ostatnich latach często sprawiała problemy włocławianom. Można powiedzieć, że leży wam Anwil?
Przemysław Frasunkiewicz: - Na pewno nie można tak powiedzieć, że Anwil nam leży. Wtedy, gdy pokonaliśmy włocławian zagraliśmy bardzo dobry mecz. Teraz przed nami jednak play-off, a to już całkiem inna historia. Bardzo będziemy chcieli powalczyć i wygrać każde nadarzające się spotkanie, które przed nami. A czy to nam się uda, przekonamy się o tym już podczas pierwszych meczów w Hali Mistrzów.
Jesteście jednym z zaledwie trzech zespołów, który pokonał w tym sezonie włocławian. Jaka jest recepta na pokonanie tej drużyny?
- Myślę, że o żadnej recepcie nie można mówić. Zagraliśmy wtedy bardzo dobre spotkanie, niemal wszystko nam wychodziło na parkiecie i wygraliśmy. Play-off rządzi się już zupełni innymi prawami. W czasie sezonu bywa różnie, niektórzy formę budują dopiero właśnie na tę decydującą fazę sezonu, inni próbują cały czas grać na najwyższym poziomie i czasami dochodzi do różnych niespodzianek. Pokonując we własnej hali Anwil byliśmy zdecydowanie lepsi, ale teraz jest już walka o zupełni inną stawkę i to my będziemy grać bez jakiegokolwiek obciążenia, bo bezsprzecznym faworytem tej rywalizacji jest Anwil.
Pan doskonale zna trenera Igora Griszczuka, więc na pewno wie jak ten szkoleniowiec motywuje sam siebie i drużynę przed play-off. Anwil będzie groźniejszy niż w sezonie zasadniczym?
- Bez wątpienia. Igor Griszczuk to wielka postać polskiej koszykówki i na pewno potrafi wpływać na każdego zawodnika bardzo mobilizująco. Ale tak jak już wcześniej wspominałem – to są play-off. Na tym etapie nie trzeba już nikogo motywować, bowiem każdy następny mecz może okazać się decydujący. Tę rywalizację scharakteryzował bym w stylu, że Anwil musi wygrać, a my możemy i będziemy starać się tego dokonać. Niemniej jednak to, że Igor jest tak charyzmatyczną postacią na pewno bardzo pomaga drużynie, ale to powinno być odczuwalne dopiero w finale. Bo Anwil będzie w finale, jeśli tylko uda mu się nas pokonać.
Jaka jest największa siła włocławian?
- Przynajmniej sześciu, siedmiu zawodników Anwilu to bardzo dobrzy gracze. Reszta trochę odstaje, ale to też ciężko określić, bowiem czasami biorąc pod uwagę minuty spędzane na parkiecie dany zawodnik nie może w pełni pokazać tego, na co go stać.
Jakby miał Pan wskazać to najważniejsze ogniwo w Anwilu, to kto by nim był?
- Krzysiek Szubarga. To jest prawdziwy motor napędowy tego zespołu, świetnie broni, świetnie dowodzi całą drużyną, notując przy okazji bardzo dobre statystyki, choćby kilkukrotnie po 10 asyst w meczu. Myślę, że to właśnie Szubarga, obok trenera Griszczuka, jest najważniejszą postacią tego zespołu.
Przewagę parkietu ma Anwil. Będzie to miało jakieś znaczenie w tej serii?
- Oczywiście, że tak. Każdy zespół woli grać we własnej hali, a nie na terenie rywala. Aczkolwiek tutaj wychodzi pewien paradoks play-off i trochę się z tego śmiejemy, że pierwsze dwa mecze gra się pod ogromną presją, ponieważ gra się u siebie i trzeba te mecze koniecznie wygrać. Natomiast drużyna przyjezdna nie ma nic do stracenia, gdyż odgórnie jakoś jest ułożone, że te mecze będzie ciężko wygrać i wtedy gra się dużo łatwiej.
Wy gracie bardzo słabo na wyjazdach. Z czego to wynika?
- Szczerze? Nie wiem z czego to wynika. Gdybyśmy tylko wiedzieli, na pewno byśmy to zmienili. Dużo lepiej gra się nam we własnej hali. Mieliśmy trochę pecha i ten bilans (tylko trzy wygrane Polonii Azbud na wyjeździe – red.) mógłby być zdecydowanie lepszy.
Los Was nie oszczędza. Straciliście wcześniej Josha Alexandra, a ostatnio Mariusza Bacika. Szczególnie strata Bacika będzie wam komplikować rotację pod koszem.
- Na szczęście w drużynie jest nas trzech wysokich. Wiem, że Polonia w przeszłości zawsze miała problem z zawodnikami wysokimi i dochodziło do tego, że podkoszowych było zaledwie dwóch. Teraz mimo kontuzji Mariusza jest nas trzech i jakoś sobie poradzimy. Nie można jednak pominąć straty Josha Alexandra, a także wcześniejszej kontuzji Kamila Łączyńskiego. To od początku sezonu bardzo uszczupliło nasz zespół. Gdyby nie te kontuzje śmiem twierdzić, że bylibyśmy wyżej w tabeli.
Pan wie jak gra się we Włocławku i już niejednokrotnie wygrywał w Hali Mistrzów. Szczególnie pamięta Pan chyba wygraną w pierwszej rundzie play-off trzy lata temu z Czarnymi Słupsk, kiedy wygraliście pierwszy mecz we Włocławku. Teraz historia się powtórzy?
- Mam nadzieje. Wtedy Anwil trochę nas zlekceważył. Włocławianie nie spodziewali się kompletnie naszej wygranej. Kiedy w końcu skoncentrowali się i wzięli do poważnego grania to było już za późno, bowiem nie można tak w jednej chwili zmobilizować się w trakcie meczu i zapomnieć o wcześniejszych akcjach.
Można zaryzykować stwierdzenie, że paradoksalnie przyjezdni mają lepiej w takiej serii?
- Drużyna przyjezdna niekoniecznie musi wygrać, oczywiście liczy na to, ale wszyscy stawiają na gospodarzy i oczekują zwycięstwa od miejscowych. Nam się wtedy udało, ale teraz po tej porażce Anwilu w naszej hali jestem przekonany, że żaden z graczy tego zespołu nie prześpi pierwszych minut pojedynku z nami i zapewne będzie walka od samego początku. Igor, zarówno jako trener, jak i zawodnik już wielokrotnie grał w play-off i na pewno wie, że takie mecze z teoretycznie słabszym przeciwnikiem mogą być groźne.
Jakim wynikiem zakończy się ta seria?
3-2 dla Polonii Azbud Warszawa.