Zespół prowadzony przez Mike'a Browna dosyć długo nie mógł odskoczyć drużynie z Wietrznego Miasta. Skazywani na pożarcie Bulls pękli dopiero w czwartej kwarcie. Byli bezradni wobec rzutów LeBrona Jamesa. Tak było na przykład na 4:20 przed zakończeniem spotkania. Lider Cavaliers nie robił sobie nic z faktu, że pilnuje go Joakim Noah i popisał się celną trójką, która dała jego ekipie sześciopunktowe prowadzenie (99:93).
- LeBron trafiał z niewiarygodnych pozycji, ale nie ma co się dziwić, ponieważ jest to świetny gracz. Na szczęście to nie koniec serii i mamy jeszcze szansę. Kolejny mecz będzie dla nas o życie - powiedział najskuteczniejszy w Bulls Joakim Noah (25 pkt, 13 zb).
James później podwyższył kapitał swojej drużyny. Wykorzystał dwa rzuty wolne po faulu Kirka Hinircha, a później dołożył kolejne oczka z akcji. Cleveland prowadziło wówczas 103:93 i było niemalże pewne, że druga wygrana w rywalizacji padnie ich łupem.
Gwiazdor Cavs zakończył spotkanie z dorobkiem 40 punktów, 8 zbiórek i 8 asyst.
Cleveland Cavaliers - Chicago Bulls 112:102 (28:22, 24:28, 25:27, 35:25)
Cleveland: LeBron James 40 (8 zb, 8 as), Antawn Jamison 14, Mo Williams 12 (6 as), Jamario Moon 12, Anthony Parker 9, Shaquille O'Neal 8 (7 zb), Delonte West 7, Anderson Varejao 7, J.J. Hickson 0.
Chicago: Joakim Noah 25 (13 zb), Derrick Rose 23 (8 as), Luol Deng 20, Ronald Murray 14, Taj Gibson 11 (7 zb), Kirk Hinrich 5 (6 zb), Brad Miller 4 (7 zb), James Johnson 0.
Stan rywalizacji: 2:0 dla Cleveland
Kiedy w trzeciej kwarcie przyjezdni prowadzili w Pepsi Center różnicą czternastu punktów wydawało się, że emocji w drugim starciu tych drużyn będzie jak na lekarstwo. Okazało się jednak zupełnie inaczej.
Nuggets mając sporą stratę do rywali rzucili się do ich odrabiania. Przez pięć minut gospodarze niepodzielnie rządzili na parkiecie. Zanotowali run 14:0 i doprowadzili do remisu. Później prowadzenie przechodziło z rąk do rąk. Kibice Bryłek widzieli zwycięstwo, kiedy na cztery i pół minuty przed końcem meczu ich drużyna miała o cztery oczka więcej od rywali. Jazz grający bez Kirilenki i Okura wrócili do gry za sprawą świetnego Derona Williamsa. Rozgrywający z Salt Lake City nie tylko rzucał (33pkt), ale także świetnie wypatrywał kolegów na wolnych pozycjach (14 as). To właśnie po jego akcjach podopieczni Jerry'ego Sloana przejęli palmę pierwszeństwa, której nie oddali do ostatniej syreny. Do jego poziomu dostosował się między innymi Carlos Boozer.
Koszykarze z Denver cały czas mieli rywali na wyciągnięcie ręki, ale za każdym razem brakowało im zimnej krwi. Na domiar złego z powodu przewinień w końcówce stracili swojego najlepszego strzelca Carmelo Anthony'ego (32 pkt). Do samego końca Nuggets próbowali odwrócić losy pojedynku. Tuż przed zakończeniem spotkania do dogrywki chciał doprowadzić Chauncey Billups, ale jego próba była nieskuteczna.
Denver Nuggets - Utah Jazz 111:114 (30:33, 21:30, 31:25, 29:26)
Denver: Carmelo Anthony 32, Nene 18, Chauncey Billups 17 (11 as), Kenyon Martion 15, Arron Afflalo 9, J.R. Smith 9, Chris Andersen 4, Johan Petro 4, Ty Lawson 3.
Utah: Deron Williams 33 (14 as), Carlos Boozer 20 (15 zb), Paul Millsap 18, C.J.Miles 17, Wesley Matthews 7, Kyrylo Fesenko 4, Kosta Koufos 2, Ronnie Price i Othyus Jeffers po 0.
Stan rywalizacji: 1:1