Thriller w San Francisco. Domantas Sabonis trafił z półdystansu na 15,1 sekundy przed końcem meczu, doprowadzając do wyniku 101:100, ale ostatnie słowo tego dnia należało jednak do Golden State Warriors.
A konkretnie Klaya Thompsona. Stephen Curry został bowiem podwojony przez rywali i musiał oddać piłkę. Draymond Green posłał ją w ręce Thompsona, a ten przymierzył z okolicy rzutów wolnych. Spektakularny triumf Warriors (102:101) stał się faktem.
Goście mieli jeszcze 0,2 sekundy, ale nie zdołali już nic zrobić. To drugie bezpośrednie starcie tych zespołów w tym sezonie i drugie zwycięstwo Wojowników.
Curry rzucił 21 punktów w 32 minuty. Thompson i Andrew Wiggins dodali po 14 oczek. Chorwat Dario Sarić zdobył 15 punktów. - Dario wykonuje dla nas niesamowitą pracę. Jest zawodnikiem, który nie obawia się niczego. Był dziś fantastyczny - chwalił Saricia w rozmowie z mediami trener Steve Kerr.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: na instagramie obserwują ją tysiące. Tak trenuje dziennikarka Polsatu
Kings musieli radzić sobie bez swojego lidera, De'Aarona Foxa. Wspomniany Sabonis otarł się o triple-double (23 punkty, 11 zbiórek, osiem asyst), ale to nie wystarczyło.
Wynik:
Golden State Warriors - Sacramento Kings 102:101 (28:31, 28:24, 18:24, 28:22)
(Curry 21, Sarić 15, Thompson 14, Wiggins 14 - Sabonis 23, Monk 16, Barnes 14, Mitchell 13)
Czytaj także: Doncić zepsuł debiut Wembanyamy. Wszechstronny Jeremy Sochan
Wrócił Vital, Legia wygrywa na Słowacji