Warriors bez kapitana

Wraz z meczem z Los Angeles Clippers zakończyła się kara koszykarza Golden State Warriors. Sankcji jednak ciąg dalszy. Po spotkaniu na linii Stephenem Jacksonem, trener Don Nelson i właściciel klubu Larry Riley, gracz stracił funkcję kapitana.

- Każdy musi odpowiadać za swoje czyny. Kiedy coś powiem lub zostanę zawieszony, nie zrzucam winy na trenerów i klub. Jestem dorosły i odpowiadam za to co robię. Nie chcę być postrzegany jako wzór dla kogokolwiek - mówi Stephen Jackson.

Zdaniem koszykarza dobrze się stało, że nie jest już kapitanem drużyny. Dla wielu graczy jest to zaszczyt, a Jackson uważa, iż ta funkcja w drużynie jest przereklamowana. - Cały czas trzeba rozmawiać z sędziami. Nie chcę tego robić - dodaje Jackson. Jest to zupełnie odmienna reakcja od tej, kiedy został mianowany kapitanem drużyny. Bardzo się z tego cieszył i nawet otworzył butelkę szampana.

- Cały czas będę grał tak samo. Zostawię serce na parkiecie. Bycie kapitanem nie zmuszało mnie do rzucania, czy wywierania presji na rywalach. To tylko tytuł, który tak naprawdę nie ma znaczenia - zakończył zawodnik Wojowników.

Zawieszenie i strata opaski kapitana to pokłosie wydarzeń z meczu przeciwko Los Angeles Lakers. Jackson w ciągu niespełna dziesięciu minut złapał pięć fauli i przewinienie techniczne, krzyczał na sędziego i wymienił "uprzejmości" z Kobe Bryantem. Schodząc w stronę ławki rzucił kilka brzydkich słów w stronę trenera. Don Nelson odesłał niesubordynowanego koszykarza do szatni.

Komentarze (0)