Dużo lepiej niedzielne derby rozpoczęli koszykarze Marka Popiołka. A to przede wszystkim dzięki skuteczności w rzutach z dystansu. Za trzy trafiali Ben Simons, Eddy Polanco i Mike Smith, dzięki czemu Astoria po siedmiu minutach prowadziła 14:4 i o czas zmuszony był poprosić Przemysław Frasunkiewicz. Nie przyniósł on jednak diametralnej zmiany obrazu gry. Włocławianie mieli olbrzymie problemy zwłaszcza przy próbach zza łuku, bowiem w pierwszej kwarcie mieli w tym elemencie 0/6.
Goście mieli bardzo duże problemy z organizacją swojej gry, czego nie można powiedzieć o drużynie miejscowej, która prezentowała się naprawdę nieźle, przede wszystkim w obronie, dzięki której była w stanie wyprowadzać szybkie kontrataki, kończone punktami. Sygnał do ataku dał gościom Kamil Łączyński, po którego dwójkowej akcji z Lukiem Petraskiem, ten drugi efektownie zapakował piłkę do kosza.
Tym samym Anwil, który w pewnym momencie przegrywał już piętnastoma punktami, zdołał odrobić część strat i do przerwy schodził tracąc do gospodarzy osiem "oczek" (32:40) - i to mimo zaledwie jednej celnej trójki na 14 prób w całej pierwszej połowie. Taki, a nie inny wynik był też efektem gry Smitha, który w końcówce drugiej kwarty brał na siebie ciężar gry Astorii, jednak nie grzeszył w tym fragmencie skutecznością.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze
W drugiej połowie rozkręcił się zwłaszcza Josip Sobin. Gospodarze po zmianie stron wyszli na parkiet nieco ospali, co chorwacki center sukcesywnie wykorzystywał. Trener Frasunkiewicz musiał jednak stosować częstą rotację, ale niewiele zmieniło to w podkoszowych poczynaniach Anwilu, bo dobrą zmianę dał Dawid Słupiński. Goście zaczęli grać swoje i zmuszać gospodarzy do oddawania trudnych rzutów, dzięki czemu odrobili praktycznie wszystkie straty i zbliżyli się na zaledwie dwa punkty.
Na 2,5 minuty przed końcem Astorię pod koszem po raz kolejny skarcił Sobin i Anwil po raz pierwszy w tym spotkaniu wyszedł na prowadzenie. Włocławianie nie zamierzali jednak na tym poprzestać i znakomicie wypunktowali rywali w tej kwarcie, wygrywając trzecią odsłonę aż 24:12 i tym samym w całym spotkaniu obejmując prowadzenie 56:52.
Czwartą kwartę Anwil rozpoczął od sprawdzonych rozwiązań, czyli dalszym wykorzystywaniu Sobina, który nie miał żadnych problemów ze zdobywaniem punktów z pola trzech sekund. Astoria miała jednak Eddy'ego Polanco, który w krótkim odstępie trafił aż trzy trójki, podrywając bydgoską publiczność z krzesełek.
Mecz do końca trzymał w dużym napięciu. Astorię cały czas przy życiu utrzymywał Polanco, z kolei Anwil nie był już w stanie przedzierać się przez obronę rywali, ale na obwodzie swoje klepki odnaleźli Michał Nowakowski, Petrasek i Phil Greene, dzięki czemu na 45 sekund przed końcem włocławianie prowadzili 74:73. To właśnie ten ostatni wziął piłkę w swoje ręce i wyprowadził gości na 76:73. Wówczas trzema punktami odpowiedział Simons i tym samym kibice zgromadzeni w hali Immobile Łuczniczka byli świadkami dogrywki.
Tę lepiej kondycyjnie i rzutowo wytrzymali bydgoszczanie. Kluczowe były trafienia dystansowe Smitha i Igora Wadowskiego. Na dodatek ten pierwszy popisał się chwilę później akcją 2+1 i było 87:80 dla Astorii. To samo - na minutę i 19 sekund przed końcem dogrywki - uczynił jeszcze Polanco, dzięki czemu gospodarze zdołali do samego końca dowieźć prowadzenie i odnieśli tym samym pierwszą wygraną w sezonie 2022/23.
Enea Abramczyk Astoria Bydgoszcz - Anwil Włocławek 95:84 (22:13, 18:19, 12:24, 24:20, d. 19:8)
Astoria: Eddy Polanco 34, Ben Simons 17, Mike Smith 15, Nick Muszynski 8, Nathan Cayo 7, Aleksander Lewandowski 5, Igor Wadowski 5, Michał Kołodziej 4, Michał Pluta 0, Jakub Stupnicki 0, Piotr Wińkowski 0.
Anwil: Luke Petrasek 16, Josip Sobin 16, Josh Bostic 12, Michał Nowakowski 12, Phil Greene 11, Dawid Słupiński 8, Kamil Łączyński 6 (10 as.), Daniel Dawdo 3, Bartosz Łazarski 0, Szymon Szewczyk 0, Marcin Woroniecki 0.
Czytaj także:
Wielkie powroty w Suzuki I lidze. HydroTruck i GKS nadal niepokonane >>