"To jest najważniejszy mecz w historii naszego klubu" - zapowiadali przed pierwszym gwizdkiem sędziego słupscy spikerzy, którzy zagrzewali kibiców w "Gryfii" do jeszcze gorętszego dopingu. Ten i tak był niesamowity, dawno nie było tak głośno w legendarnej hali. Gdy na 25 minut przed rozpoczęciem spotkania - zespół gospodarzy wybiegł na boisko - miejscowi fani ryknęli "Czarni", to aż ciarki przechodziły po plecach.
Oczekiwania w Słupsku, mimo że zespół debiutuje na parkietach PLK pod szyldem "STK Czarni", były ogromne. Najlepszym dowodem niech będzie fakt, że klub w godzinach porannych wrzucił do sieci nagranie, na którym było widać prezesa Michała Jankowskiego jadącego... walcem! To było nawiązanie do tego, co wydarzyło się w dwóch poprzednich meczach we Wrocławiu. Tam Czarni wygrali różnicą... 83 punktów!
Liczono na to, że koszykarze pójdą za ciosem i zakończą serię u siebie, w obecności dwóch tysięcy kibiców, którzy nigdy w historii słupskiej koszykówki nie doświadczyli gry w wielkim finale. Zawsze zespół kończył rywalizację na przegranym półfinale. Trener Mantas Cesnauskis - przed decydującym meczem - podkreślał: najważniejsze, by "nie spalić się".
ZOBACZ WIDEO: Milioner chwali się luksusową łodzią. Tak na niej szaleje
Zagrali samolubnie
I być może były to prorocze słowa, bo jego zawodnicy nie stanęli na wysokości zadania. Nie grali już tak porywająco jak we Wrocławiu. Przypominali tę drużynę, która przegrała dwa pierwsze mecze w Słupsku. Czyli grającą samolubnie, nieskutecznie i popełniającą sporo prostych błędów. Na pomeczowej konferencji Cesnauskis nie ukrywał złości. Był rozczarowany postawą swoich zawodników. Padły mocne słowa.
Czarni w całym meczu zanotowali tylko 11 asyst (to jeden z najgorszych wyników w tym sezonie), mieli 16 strat, trafili 23 z 57 rzutów z gry i wyraźnie przegrali walkę na tablicach (37-46). Trio Ivan Ramljak-Aleksander Dziewa-Kerem Kanter zanotowało łącznie aż 28 zbiórek!
Gospodarze decydowali się na sporo indywidualnych rozwiązań w ataku. Lider William Garrett oddał 16 rzutów, wydaje się, że w niektórych momentach mógł podzielić się piłką, 14 Marcus Lewis, a 11 Beau Beech. Ciekawostką jest fakt, że w całym meczu Polacy oddali tylko... 9 rzutów z gry! Zabrakło tej różnorodności, która była w spotkaniach we Wrocławiu.
- Tym meczem wrocławianie pokazali, że zasłużyli na grę w wielkim finale. Niestety u nas wróciły "stare demony". Nie wiem, dlaczego tak się stało. Jestem strasznie niezadowolony z tego, jak zagraliśmy w tym meczu. Jakbym widział dwa wcześniejsze mecze rozegrane w Słupsku - mówił.
- Tym razem trochę lepsza była tylko skuteczność, ale zawiodły inne elementy, które miały wpływ na wynik meczu. To były detale - np. zastawianie rywali podczas walki o zbiórki. Takich rzeczy uczą na poziomie juniorskim. Nie możesz robić takich błędów w takim meczu, jeśli chcesz awansować do wielkiego finału - zaznaczył.
- "Zabili" nas zbiórkami, zabrakło nam asyst. Zrobiliśmy za dużo strat - mówił z kolei smutny Jakub Musiał, gracz Czarnych, dla którego rywalizacja ze Śląskiem miała podwójnie znaczenie. 23-latek jest wychowankiem wrocławskiego klubu.
"Nie dojechał na mecz"
Kibice, którzy ze smutkiem opuszczali Halę Gryfia, najwięcej mówili o Marku Klassenie, kanadyjskim rozgrywającym, który - ich zdaniem - na ten mecz po prostu "nie dojechał". Jeden z liderów słupszczan rozegrał fatalne zawody. Trafił tylko jeden rzut z gry, miał jedną asystę i trzy straty, a zespół z nim na parkiecie miał wskaźnik "-12". Cesnauskis nikogo po meczu nie obwiniał jednak za porażkę. Nie wymienił żadnego nazwiska koszykarza. Mówił o całym zespole.
- Fatalnie dzieliliśmy się piłką. Pod tym względem to był nasz jeden z najgorszych wyników w sezonie. Nie dzieliliśmy się piłką, widać było, że graliśmy samolubnie. Dwa poprzednie spotkania zostały we Wrocławiu i nie zdołaliśmy ich powtórzyć. Zaprezentowaliśmy koszykówkę, która nam nie pasuje. Tak grając niczego nie jesteśmy w stanie osiągnąć - przyznał trener słupszczan.
W decydującym spotkaniu Śląsk pokazał więcej koszykarskiej mądrości, był bardziej opanowany i to on zagra o mistrzostwo Polski. Rywalem będzie Legia Warszawa. Czarnym pozostaje walka o brązowy medal, co i tak jest ogromnym sukcesem klubu, który w tym sezonie debiutuje na parkietach PLK. Słupszczanie w "małym finale" zmierzą się z Anwilem Włocławek (pierwszy mecz już w środę).
- Będziemy walczyć o brązowy medal, na pewno nie odpuścimy - zadeklarował Jakub Musiał.
CZYTAJ TAKŻE:
Mocne słowa prezesa: Inni chcieli zniechęcić Tabaka!
Zaskoczył Polskę, zrobił wynik ponad stan. Teraz... musi szukać pracy
Zagrali "va banque" i co dalej? Znamy plany klubu!
Zrobił furorę i... odchodzi! Jego chce zabrać z Polski