Padało, było przenikliwie zimno. Aura bardziej przypominała listopad i późną jesień niż końcówkę maja i zbliżające się lato. Kolarze musieli jednak zacisnąć zęby i ruszyli na trasę wymagającego, 14. etapu z metą na słynnym Zoncolan.
Eksperci nie mieli wątpliwości - w sobotę miały odbyć się dwa wyścigi. Pierwszy o zwycięstwo etapowe z grupy uciekinierów i drugi o powiększenie przewagi lub odebranie Bernalowi prowadzenia w klasyfikacji generalnej wyścigu. Nie mylili się. Na trasie emocji było mnóstwo, a kibice musieli dzielić uwagę między tym co dzieje się na czele wyścigu i walką faworytów.
W grupie uciekinierów najpierw szczęścia spróbował Słoweniec Tratnik. Nie dał jednak rady. Więcej sił zachował 25-letni Lorenzo Fortunato. Dotychczas mało znany Włoch na finałowym podjeździe, z 20-procentowym nachyleniem, prezentował się jak króliczek za znanej reklamy baterii. Gdy nacisnął mocniej na pedały, w mgnieniu oka dogonił Tratnika i nie pozwolił Słoweńcowi złapać się na koło.
ZOBACZ WIDEO: #dziejsiewsporcie: wypadek za wypadkiem. Tak wyglądał wyścig w Genk
Włoch, ku uciesze gospodarzy, ruszył samotnie do mety, wygrał 14. etap i odniósł największy sukces w karierze. Gdy Fortunato minął już finiszową kreskę, z tyłu trwała walka o różową koszulkę lidera wyścigu.
Z grupy pościgowej spróbował zgubić lidera Simon Yates. Nie dał jednak rady. Egan Bernal odparł atak z nawiązką. Dogonił Yatesa i później nadał takie tempo, że Brytyjczyk tylko patrzył jak Kolumbijczyk odjeżdża mu w mgnieniu oka.
Bernal dojechał do mety na 4. pozycji i umocnił się na prowadzeniu w Giro d'Italia. Po 14. etapie wicelidera Simona Yatesa wyprzedza już o minutę i 33 sekundy.
W sobotę Łukasz Wiśniowski i Maciej Bodnar dojechali do mety pod koniec grupy. W klasyfikacji generalnej wyścigu Bodnar jest 141., a Wiśniowski 150.
Czytaj także:
78. Tour de Pologne. Poznaliśmy trasę tegorocznej edycji!
Nie żyje legenda kolarstwa. Bił rekordy nawet jako stulatek