32-letni dziś sprinter jako nastolatek był mistrzem Italii i Europy w tej konkurencji, która w Pekinie weszła do programu olimpijskiego. - Myślę o tym, bo Londyn 2012 byłby wielkim celem - mówi, dając sobie miesiąc na zastanowienie. I musi uzyskać akceptację Giuseppe Saronniego, managera Lampre.
Ten obejrzał sobie w telewizji sprint swojego doświadczonego zawodnika, który po raz drugi z rzędu wygrał etap Tour de Pologne w Bydgoszczy. A Furlan, który ma chyba najlepszy sezon w karierze (triumf w Dauphiné Libéré) jeszcze niedawno oczekiwał od swojego szefa srogich konsekwencji. Podczas Tour de France złamał trzy ramy i kilka kół - w sumie naraził zespół na stratę 25 tys. euro.
W czasie Wielkiej Pętli męczył się okrutnie. - Do Pirenejów dojechałem jak zbity pies - wspomina. Wcześniej, podczas jazdy drużynowej na czas, upadł przy prędkości 70 km/h. Upadał trzy razy, złapał wysoką gorączkę i do mety dwunastego etapu już nie dojechał.
Kiedy podczas finiszu sprinterskiego myśli sobie, że w domu zostawił żonę, zwalnia. Kiedy dodatkowo zdaje sobie sprawę, że czeka na niego córeczka Luna (w czwartek skończy rok), całkowicie odpuszcza. W Białymstoku, odnosząc trzynaste zwycięstwo w zawodowej karierze, nie myślał o rodzinie. - Ten sukces dedykuję sobie - mówi.